Więcej koloru, czyli nowe produkty do ust

31 sierpnia

Więcej koloru, czyli nowe produkty do ust

Moja skromna kolekcja kolorowych produktów do ust znacznie się rozrosła, bo aż o pięć sztuk nowych mazideł :) Jeszcze rok temu nie byłam przekonana do podkreślania ust, wszystko zmieniło się gdy sięgnęłam po matowe pomadki Basic. Komfort noszenia i trwałość skutecznie zachęciły mnie do eksperymentów na tym polu.

Dziś więc bardzo krótka prezentacja a za jakiś czas być może napiszę kilka słów więcej. Jedno jest pewne, przed wyjściem nie wiem, na którą się zdecydować ;)
Trzy z nich kupiłam w bardzo atrakcyjnych cenach w jednej z drogerii internetowych, a dwie pozostałe dostałam. Podziękowania dla Maliniarki za prezent, pierwszy od prawej ;)
Od lewej:
Matowa pomadka Manhattan numer 56K,
Pomadka w płynie Paese Manifesto nr 903,
Rimmel Colour Show off nr 210 Pink fame (matowa według producenta)
NYC nr 437 Modern love (satynowe wykończenie, niestety)
Avon Ultra Colour rich w odcieniu Carnation, miła odmiana od intensywnych kolorów ;)

Odbiegając od tematu napiszę, że nareszcie zafundowałam sobie suszarkę, wybór padł na Remington D315 w całkiem przyzwoitej cenie. Spełnia wszystkie moje kryteria, mam nadzieję, że nie będzie z nią problemów i będę mogła polecić ją wszystkim pytającym mnie o sprzęt.
NOTD: Roulette

27 sierpnia

NOTD: Roulette

Od jakiegoś czasu bardzo rzadko kupuję nowe lakiery, a jeśli już, to zazwyczaj jest to bardzo przemyślany zakup. Czasy, kiedy to nie mogłam wyjść z drogerii bez nowej buteleczki dawno minęły, na szczęście. Takie zbieractwo w moim przypadku kończy się tym, że po większość odcieni sięgam sporadycznie, najczęściej malując ulubionymi. 

Jak mogłam jednak przejść obojętnie obok najnowszych topperów od Vipera? Dowiedziałam się o nich chyba ostatnia, i to tylko i wyłącznie dzięki Kleopatre, która pokazywała je ostatnio na swoim blogu. Jak na razie mam dwa nabytki, ale chyba się na nich nie skończy ;) Tym czasem mała prezentacja lakieru Roulette o numerze 35:
W przezroczystej bazie zatopione są czarne kwadraty i białe sześciokąty, bądź kółeczka, ciężko mi stwierdzić. Lakier ma szeroki pędzelek i dobrze się go nakłada, jednak doszłam do wniosku, że o wiele ładniej wygląda na paznokciach w minimalnych ilościach. Całkiem ładnie błyszczy. Lepiej prezentowałby się na całkowicie krótkich paznokciach, moim zdaniem. Cena to około 10zł za 12ml.
Dla koloru pokryłam paznokcie lakierem Paese nr 185. Już miałam go chwalić za krycie, wystarczyła jedna warstwa, ale cóż, po kilku godzinach, z jednego paznokcia straciłam połowę emalii. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie jest wina temu baza, tej samej firmy co śmieszniejsze. Formuła w porządku, konsystencja idealna. Kolor bardzo mi się podoba, ciepły, nietypowy fiolet wraz z topperem dał całkiem niebanalny efekt.
Polecam przeszukać blogi pod kątem tejże kolekcji, jest na prawdę świetna! Coś dla leniuchów pragnących trochę zaszaleć od czasu do czasu lakiery Roulette będą idealne. :)
Co działo się 22 Sierpnia?

25 sierpnia

Co działo się 22 Sierpnia?

Jakiś tydzień temu odezwały się do mnie Paulina i Aneta z pytaniem, czy nie pojawiłabym się na organizowanym przez nie małym spotkaniu blogerek w Zamościu. Korzystając z okazji, że Meds, Belleoleum i Kasia miały luźniejszy dzień zgodnie uznałyśmy, że trochę rozrywki połączonej z integracją nie zabawi :) Ostatecznie było nas dziewięć, ale teraz dopiero dotarło do mnie, że kilka dziewczyn z okolic jeszcze by się znalazło :( Mam nadzieję, że jeszcze da się to kiedyś nadrobić i spotkać w większym gronie.
zdjęcia autorstwa Organizatorek
Mimo paskudnej pogody zabawa była przednia, spędziłyśmy razem przeszło cztery godziny :)
Od lewej na zdjęciu wspomniane przeze mnie Organizatorki: Paulina i Aneta oraz Agata, Emilia i Dominika. Obok mnie siedzi Maliniarka, a dalej Ola i Agata.
Nie odbyło się bez wymianek i prezentów, zostałam uraczona piękną szminką z Avonu, kominkiem do wosków i wyplatanym kwiatem na pamiątkę. Jeszcze raz wielkie dzięki! Sama jestem lżejsza o dziesięć lakierów, niech się Wam dobrze noszą :)
Wypadało by również podziękować sponsorom, o które postarały się nasze Organizatorki, więc w imieniu wszystkich obecnych wyrazy uznania dla: Joanna, Soraya, Sylu Art, Uncaged, Colorful Atmosphere, przypinka.pl oraz Drogeria Cytrynowa, która przygotowała piękny pakunek ze zdjęcia oraz przepyszne pianki, om nom nom:)

Jeszcze raz dziękuję za przemiłe spotkanie!
Shinybox: Lipiec- Sierpień

23 sierpnia

Shinybox: Lipiec- Sierpień

Po miłych chwilach spędzonych na wczorajszym małym, zamojskim spotkaniu blogerek trzeba wrócić do kosmetycznej rzeczywistości :) Na dniach wrzucę krótką relację, ale przypuszczam, że co bardziej obrotne dziewczyny już widziały zdjęcia u innych dziewczyn :D 
Wraz z końcem miesiąca należałoby napisać kilka słów o lipcowym pudełku Shinybox.  O części z nich wspominałam już wcześniej, poniżej więc tylko część produktów, które w nim znalazłam.
Marka L'occitane była mi jak dotąd zupełnie nieznana, wybór marki mogę więc uznać za trafiony. Balsam ma lekką konsystencję mimo zawartości masła shea, nawilża przyzwoicie. Pięknie pachnie werbeną, z chęcią kupiłabym takie perfumy. Znacie jakieś w miarę przystępnej cenie? 
Żel natomiast już mnie tak nie zachwycił, jest strasznie wodnisty i słabo się pienił.
Z całego pudełka najbardziej spodobała mi się woda termalna Uriage. Ostatnie upały dały się chyba wszystkim we znaki, a chłodna mgiełka przynosiła sporą ulgę. Nie ma konieczności osuszania twarzy, łagodzi podrażnienia. Świetny produkt, z pewnością kupię większe opakowanie!
Niewiele mogę powiedzieć o kremie nawilżającym Uriage, fajnie, że jest to firma apteczna, ale aktualnie mam otwarte dwa kosmetyki tego typu, nie widziałam więc sensu otwierania tejże miniaturki. Poczeka na swój czas. Na zdjęciu nie ma cieni i lakieru Wibo, które, mimo, że były dołączone jako prezent nieco mnie rozczarowały. O wiele bardziej wolałabym jeden produkt z nieco wyżej półki, nawet niepełnowymiarowy. Całość boxa mnie nie rozczarowała, ale sierpniowe podoba mi się o wiele bardziej!
Dlaczego? Z prostej przyczyny, prócz Koncentratu na celulit Marion wszystkie kosmetyki trafiły w mój gust :)
Otrzymałam zmiękczający balsam do dłoni firmy Deba, wyprodukowany w 100% z certyfikowanych składników, bez parabenów, silikonów i barwników. Duży plus!
 Dermedic natomiast wielokrotnie pojawiał się już w poprzednich pudełkach, a na wykończeniu mam krem z tej samej serii. Maska nawadniająca bardzo mi się przyda, pierwsze użycia już mam za sobą i jak na razie jestem mam bardzo pozytywne doświadczenia :) Jako dodatek trafiła do mnie próbka kremu marki Synchroline z filtrem 30 SPF. Jeszcze nie próbowałam, ale filtry zawsze warto przetestować.
O BioPlasis totalnie nic nie słyszałam, a tu natomiast uraczona zostałam saszetką peelingu organicznego do twarzy z certyfikatem Eko-Bio. Indola natomiast to marka profesjonalna, cieszę się, że postawiono na produkt uniwersalny jakim jest serum na końcówki, a nie szampon czy odżywkę. Będzie musiało poczekać na swoją kolej, podobnie jak płyn micelarny Bielenda Esencja młodości.
Chyba jestem do tyłu jeśli chodzi o polskie marki kosmetyczne, bo pierwszy raz zobaczyłam na oczy ten produkt. Mam nadzieję, że nie uczuli mnie tak jak płyn Avocado, który długo uwielbiałam:( 
Najmniej interesujący jest dla mnie Koncentrat Antycelulitowy Marion. Głównym składnikiem jest tutaj alkohol, nie czuję się więc przekonana.

Co myślicie o sierpniowym pudełku?
Recenzja: Loreal, Elseve: Eliksir odżywczy do włosów

21 sierpnia

Recenzja: Loreal, Elseve: Eliksir odżywczy do włosów

Jakiś czas temu w paczce od L'oreal i Garnier przywędrowały do mnie m. in dwa kosmetyki do włosów: szampon Fructis z najnowszej linii Goodbye Demage (o którym napiszę przy innej okazji) oraz Odżywczy Eliksir Elseve. Dziś kilka słów o nim.
Szczerzę mówiąc, jak dotąd produkty tejże marki rzadko gościły w mojej kosmetyczce a także na blogu, z prostej przyczyny: cena jest zazwyczaj nieco zbyt wysoka, a mi skutecznie udawało się zastąpić je tańszymi odpowiednikami innych firm. Tym bardziej jednak byłam ciekawa jak się sprawdzi.

Producent chwali się połączeniem aż sześciu olejków kwiatowych (lotos, rumianek, gardenia tahitańska, maruna, róża oraz len) a sama formuła ma na celu ochronę przed czynnikami zewnętrznymi, odżywienie, wygładzenie oraz nadanie miękkości, a to wszystko bez obciążania pasm. Jakby nie było, są to klasyczne zadania jakie powinno spełniać każde silikonowe serum :) Szklana, ciężka butelka wygląda elegancko i odrobinę ekskluzywnie (?) ale ma również minus, może wyśliznąć się z dłoni i pobić po aplikacji. Pompka nie zacina się i dozuje odpowiednią ilość serum, w moim przypadku spokojnie wystarcza jej połowa. Edit: Jak się okazało serum zawiera Benzyl alkohol- rozpuszczalnik, w połowie składu.
Standardowo, stosować go możemy na wilgotne oraz suche włosy. Ma przyjemny, delikatny, kwiatowy zapach. Konsystencja jest bardzo płynna, wodnista, dzięki czemu faktycznie nie powoduje przyklapnięcia czy ekstremalnego odebrania objętości. Co do obietnic, z większością mogę się zgodzić, kosmetyk sprawdza się w swej roli, włosy są widocznie bardziej wygładzone, a końcówki miękkie i zabezpieczone. Samo odżywienie trudno zauważyć, ale myślę, że zawarte w nim naturalne olejki na pewno wpływają, choć w minimalnym stopniu na kondycję włosów. Tak naprawdę nie mam mu nic do zarzucenia, prócz zawartego rozpuszczalnika.
Eliksir jest już dostępny w sklepach, z tego co widziałam w Drogerii Natura za 100ml należy zapłacić około 30zł. Z jednej strony spory wydatek, ale ratuje go objętość, a za swój ulubiony silikon Marion (50ml) płacę około 13zł więc cena do przełknięcia. Wszystko zależy od tego ile jesteśmy w stanie wydać jednorazowo na tego typu produkt. Mój wystarczy mi chyba na wieki ze względu na swoją wydajność i jak na razie jestem totalnie zaopatrzona w silikony, więc kolejne zakupy są totalnie odległe.
O Jantarze jeszcze raz

18 sierpnia

O Jantarze jeszcze raz

Około rok temu świat blogów obiegła informacja o wycofywaniu Jantaru, jednej z najbardziej skutecznych wcierek według Wizażanek i blogerek. Sama nad tym faktem ubolewałam, bo swego czasu produkt ratował mnie w przypadku notorycznej suchości skóry głowy. Jak się okazało kosmetyk nie został nam odebrany a wszelkie jego zwolenniczki na pewno niezmiernie się z tego faktu cieszą.

Mimo to, na długie miesiące porzuciłam tą odżywkę do skóry głowy , nie czułam już potrzeby sięgania po nią, zwłaszcza, że prócz łagodzenia i ewentualnego pojawienia się baby hair nie przyśpieszała spektakularnie porostu. Wielka szkoda.
Jednak podczas ostatniej wizyty ponownie przykuł moją uwagę. Podrożał, a także jak się okazało, wprowadzona została nowa receptura. Co nie co słyszałam już na ten temat wcześniej, ale nie specjalnie interesowałam się, jakie zmiany wprowadzono. Sądziłam, że na pewno na gorsze, jak to firmy kosmetyczne mają w zwyczaju. Produkt działa genialnie? Zmieńmy skład ! Przerabiałam to już wielokrotnie.
Z pomocą jednak przyszedł wujek Google i na szczęście zmiany są wręcz kosmetyczne. Ciekawi mnie jednak, czy osoby, które używają go regularnie nie zauważyły jakiejkolwiek różnicy w działaniu? Dajcie znać:)
Kompletną analizę i porównanie składu możecie poczytać u Ewy.
A niewtajemniczonym polecam niezawodną lekturę KWC, gdzie zdobył aż 153 tytuły Mój hit.
Dziwne, że Farmona jeszcze nie chwali się tym na opakowaniu jak inni producenci :)
Zakupy w sklepie second hand

14 sierpnia

Zakupy w sklepie second hand


Jakiś czas temu na facebooku obiecywałam post z zakupami z second handu, mimo, że wiedziałam, co to oznacza: walkę a aparatem i światłem. Ostatnio przeczytałam, że moje zdjęcia pozostawiają wiele do życzenia (szkoda, że nie miało to miejsca tutaj) i trudno się nie zgodzić, choć myślę, że jak na mały kompakt i tak robi dobre zdjęcia makro. Cóż, życie byłoby o wiele piękniejsze, gdyby każdą uczennicę lub studentkę byłoby stać na profesjonalną lustrzankę. Jak na razie się na to nie zanosi, więc wszyscy, którzy mimo koszmarnej jakości zaglądają na mojego bloga muszą przymknąć oczy na pewne niedociągnięcia ;) Ciekawiej byłoby, gdybym miała dobry sprzęt a nie umiała zrobić nim ostrego zdjęcia, nie uważacie? :D

A teraz może przejdźmy do meritum sprawy, czyli zakupów:
Ku mojemu zdziwieniu kurtkę H&M znalazłam na allegro, w szałowej cenie. Mogłaby być odrobinę mniejsza, ale nie ma co narzekać, zwłaszcza, że ceny nowych przyprawiają o zawrót głowy.
Kolejną, ciemniejszą kurtkę upolowałam ostatnio. Jest dopasowana, a co lepsze, okazało się, że pochodzi z Mango. Jeszcze lepiej, że nie widać na niej żadnych śladów użytkowania :D
Luźny, lejący sweterek H&M kupiłam za złotówkę, dawno nie miałam takiego szczęścia. Ma dłuższy tył i rozcięcia po bokach. Bardzo go lubię, zwłaszcza, że mimo braku metki jego stan mogłam określić jako nowy. Podobnie jak pokazywany niżej różowy, strasznie się gniecie :/
Nad tym sweterkiem chwilę się zastanawiałam, krótkie rękawy nijak mi pasowały, ale w tej cenie szkoda było go zostawić. Okazał się świetny do czarnych legginsów.
Tutaj dla odmiany, cienki, długi, niezniszczony sweterek Atmosphere, znaleziony całkiem przypadkiem w innym dziale. Dodatkowo nie mogłam go sfotografować, co widać.
Tą bluzkę złapałam ostatnio, miła odmiana od zwykłych bokserek. Do tego wyszczuplające paski i złote guziki. Nie miałam jej jeszcze na sobie, nie było okazji ;)
Koszulo-narzutka, niestety, dość krótka, a szkoda, mogłabym nosić ją jak zwykłą bluzkę :( Gdybym tylko nosiła szorty byłaby do nich idealna, ale głównie chodzę w sukienkach. Ale na pewno nie będzie leżeć zapomniana.

Nie pokazałam Wam zwykłej, kremowej bokserki oraz wrzosowej, cienkiej bluzki z Topshopu. Na zdjęciach wyglądała bardzo nijako. Dodatkowo, udało mi się dorwać rozpinaną sukienkę z cienkiego, jasnego dżinsu. Skrócę ją i będę mieć świetną koszulę, za którą rozglądałam się od dawna. I to za 12zł :D
Na zdjęciu zbiorczym widać jeszcze sukienkę w zielone i białe paski Papaya, też za złotówkę, należy ona jednak do grona niefotogenicznych ubrań, więc jej nie pokazuję ;)

Jaki był Wasz najlepszy łup w sklepie tego typu? Z wielu pokazanych dzisiaj rzeczy jestem niezmiernie zadowolona :)
Rosyjskie kosmetyki do włosów: maska Babuszka Agafia, odżywka Natura Siberica, balsam Eco Hysteria

11 sierpnia

Rosyjskie kosmetyki do włosów: maska Babuszka Agafia, odżywka Natura Siberica, balsam Eco Hysteria

Z lekkim przerażeniem dostrzegłam, że mam wiele kosmetyków do włosów, które mogłabym spokojnie zrecenzować, ale do tej pory tego nie zrobiłam. Wszystkie kuszą wspaniałymi składami, brakiem silikonów, parabenów i SLS. Dzisiaj po krótce opiszę trzy, które mam już dość długo i dwa z nich mogę określić jednym przymiotnikiem: poprawne, a jeden to zwykły bubel. 
Odżywka do włosów suchych Objętość i Nawilżenie Natura Siberica trafiła do mnie jeszcze w zimie, wraz z moim pierwszym zamówieniem w jednych ze sklepów internetowych. Skusiłam się na niego ze względu na bardzo dobre opinie dotyczące tejże serii i być może dlatego delikatnie się rozczarowałam. Produkt ma dość gęstą konsystencję i specyficzny zapach, który początkowo mnie irytował. Dobrze nawilża i zmiękcza włosy, nie obciąża włosów( chyba, że przesadzimy z ilością),  ale też nie zauważyłam zwiększonej objętości czy też puszystości. Po prostu sprawdza się, ale nie powoduje efektu wow. Chyba zbyt wiele od niej wymagałam ;)
Za pojemność 400 ml należy zapłacić około 25zł.

skład: Aqua with infusions of: Pinus Pumila Extract, Rosa Davurica Extract, Schisandra Chinensis Extract, Calendula Officinalis Extract, Chamomilla Recutita Extract, Humulus Lupulus Extract, Behentrimonium Chloride, Cetearyl Alcohol, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Panthenol, Hydrolyzed Wheat Protein, Oils: Pinus Sibirica, Salvia Officinalis, Hydrolyzed Vegetable Protein, Ascorbic Acid, Citric Acid, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid.
Balsam Eco Hysteria Mega objętość przywędrował do mnie od Pauli, właścicielki sklepu EkoPiękno w ramach współpracy (z kodem blogerki otrzymacie 8 % rabatu :) ). Wybrałam go zupełnie w ciemno, w internecie znalazłam niewiele recenzji, niestety. Początkowo zupełnie nie byłam zadowolona z tego produktu, ale po kilku podejściach przekonałam się do niego. Ma rzadką konsystencję, aby pokryć włosy potrzebuję kilku, solidnych pompek produktu, przez co jest mało wydajny. Zapach kompletnie mi się nie podoba. Najlepiej radzi sobie pozostawiony na dłużej, pod czepkiem, włosy są lekkie i nieobciążone, objętość powalająca nie jest, ale można było coś zauważyć. Na moich ciężkich i długich włosach ciężko jest cokolwiek zdziałać, ale jeśli macie podatne włosy to ma szansę lepiej się sprawdzić. Nawilżenie i wygładzenie określiłabym jako umiarkowane, życzyłabym sobie aby było większe, niemniej nie jest to zły produkt. Przy suchych i zniszczonych pasmach raczej nie podoła ;) Mimo zawartości protein nie spowodował sztywności czy przesuszenia, na szczęście. Ogromna butla z wygodną pompką kosztuje 26.50zł.

Skład: Aqua with infusions of: Organic Fortunella Margarita Fruit Oil, Organic Вutyrospermum Parkii, Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Leaf Extract, Citrus Medica Limonum Oil; Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Polyquaternium-44, Hydrolyzed Wheat Protein, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Citric Acid.
Największe rozczarowanie zafundowała mi jednak słynna drożdżowa maska Babuszki Agafii. Kompletnie nie mogłam się do niej przekonać i jak na razie czeka, aż się zlituję i jakoś ją zużyje. Mimo różnego nakładania jej, w większej i mniejszej ilości, pod czepkiem i bez, na kilka minut i na dłużej nigdy nie byłam zadowolona z efektu jaki uzyskałam. Włosy były baaaardzo lekkie, niewygładzone, choć miękkie w dotyku. Irytował mnie brak dociążenia, czegoś mi w niej brakuje. Dodatkowo, maska jest okropnie rzadka, przecieka przez palce, wylewa się, trzeba wiele cierpliwości aby równomiernie ją nałożyć. Wszystko to powoduje, że jest koszmarnie niewydajna i nawet wspaniały, słodki, ciasteczkowy zapach nie rekompensuje mi jej działania. Nie nadawała się również na skalp, powodowała przyklapnięcie i szybsze przetłuszczanie się skóry głowy. 
Koszt produktu to około 20zł za 300ml. Wielka szkoda, ale z tego co zdążyłam zauważyć jest to kosmetyk dość kontrowersyjny, że tak to ujmę ;)

Skład: Aqua with infusions of: Yeast Extract, Betula Alba Juice; enriched by extracts: Inula Helenium Extract, Arctostaphylos Uva Ursi Extract, Silybum Marianum Extract, Cetrionium Chloride, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Guar Gum; cold pressed oils: Triticum Vulgare Germ Oil, Ribes Aureum Seed Oil, Pinus Siberica Cone Oil, Rosa Canina Fruit Oil, Ascorbic Acid, Panthenol, Glucosamine, Citric Acid, Parfum, Benzoic Acid, Sorbic Acid

Podczas mojego ostatniego zamówienia pomyliłam się i zamiast ulubionego balsamu Babuszki Agafii na kwiatowym propolisie kliknęłam szampon z tej samej serii. Mam nadzieję, że chociaż się sprawdzi, skoro już go mam :D Przywędrowały do mnie również 3 nowe balsamy do włosów oraz jeden produkt do twarzy. Jak na razie jestem zadowolona :) 

P.s. Aktualizacji włosów w tym miesiącu raczej nie będzie, muszę je najpierw skrócić, nie wyglądają zbyt ciekawie jeśli mam być szczera.
Dobra jakość w niskiej cenie- tusz Lovely curling pump up

09 sierpnia

Dobra jakość w niskiej cenie- tusz Lovely curling pump up

Długi czas skutecznie opierałam się wszelkim zachwytom na temat tuszu Lovely Curling Pump Up. Byłam przekonana, że się nie sprawdzi, do Rossmanna daleko, a gdy już byłam w okolicy, produkt był wykupiony co do jednego, przy czym inne stały nieruszone. To dało mi do myślenia :D Ostatecznie upolowała go dla mnie moja siostra w innym mieście, co też było wyczynem, większość tuszy już została namiętnie przez kogoś przetestowana. Zazwyczaj ochroniarz chodzi za ludźmi krok w krok, a gdy zaczyna się otwieranie piętnastu opakowań po kolei, to nikogo w pobliżu.

Przyznam, że za 12zł nie oczekiwałam cudów, a że opinie na KWC bardzo podzielone (mimo, że wizażanki 145 razy przyznały mu tytuł MÓJ HIT) wiedziałam, że albo go znienawidzę, albo bardzo polubię. Okazało się, że należę do grupy zwolenników :) Tak naprawdę nie mam mu nic do zarzucenia.
Szczoteczka jest silikonowa, taka jak lubię. Początkowo nie mogłam się przyzwyczaić do takiego kształtu, ale z czasem to dzięki niemu nauczyłam się ładnie podkręcić rzęsy.
Co do samego efektu, ładnie wydłuża i delikatnie pogrubia. Nie skleja, na zdjęciach jedna warstwa:
Nie kruszy się, czego najbardziej się obawiałam, nie odbija. Nie podrażnia oczu. Jestem mile zaskoczona! :) Z pewnością do niego wrócę, ale aktualnie zabieram się za nowy produkt od Loreal, najdroższy tusz jaki kiedykolwiek miałam.

A na marginesie, odświeżyłam nieco nagłówek :D Zoila twierdzi, że spogląda na Was koza, ale po przemyśleniu sprawy uznałam, że jest to sarna :D Niemniej, mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu :)

Dajcie znać jak sprawuje się u Was słynny tusz Lovely! Na pewno nie jest on nikomu obcy :D 

Wpis miał pojawić się w środę lub czwartek, ale jak przystało na moje szczęście, przewiało mnie podczas ostatniej jazdy busem. Boli mnie głowa, gardło, ale najgorzej jest z uchem, do tego podwyższona temperatura...Tak, przy 40stopniowych upałach to jest to, czego potrzebuję :/
10 faktów o mnie

05 sierpnia

10 faktów o mnie

Mój blog nigdy nie był i raczej nie będzie lifestylowy tudzież bardziej osobisty. Pokazywanie się z  bardziej prywatnej strony nieco mnie przeraża i nie uważam, żeby była to konieczność przy prowadzeniu strony o takiej tematyce.
W internecie pojawił się jednak TAG Pięćdziesiąt faktów o mnie, lecz nie chciałabym Was zanudzać jeszcze bardziej niż zwykle ;) Wybrałam więc tylko kilka informacji w ramach ciekawostki (że tak to ujmę) :)

1. Nie mam ręki do kwiatów. Mogłabym zapisać sobie na czole o regularnym podlewaniu roślin a i tak na nic się to nie zda.
2. Pięć lat temu podczas jednych zajęć WF uległam małemu wypadkowi. W palcu serdecznym prawej ręki zerwałam ścięgno, a w serdecznym u lewej skręciłam staw. Ruch to zdrowie?
3. Jestem niezdarna, często obijam się o meble, potykam się o własne nogi, wylewam różne rzeczy.
4. Mam brata bliźniaka. Nie jesteśmy podobni fizycznie :)
5. Dwa lata temu zdałam egzamin na prawo jazdy za szóstym razem. Głównie zjadał mnie stres, za egzaminatorów miałam największe legendy WORDu, chamów i prostaków, którzy lubili sobie na mnie pokrzyczeć.
6. Od dziecka cierpię na astmę i alergię.
7. Uwielbiam słodycze, ale ze względu na wagę staram się je ograniczać. Ubolewam nad wycofaniem Grześków kawowych :(
8. Zawsze byłam najwyższa z klasy, aż do momentu gimnazjum, kiedy przestałam rosnąć, uzyskując tym samym wynik 158cm.
9. Nie lubię pomidorów w surowej postaci. Wszelkie sosy i zupy natomiast nie stanowią problemu:D
10. Często mam słomiany zapał. Dziwne więc, że po prawie dwóch latach nadal piszę bloga.

A może mamy coś wspólnego?:D
Recenzja: Seboradin, balsam do włosów przetłuszczających się, skłonnych do wypadania.

03 sierpnia

Recenzja: Seboradin, balsam do włosów przetłuszczających się, skłonnych do wypadania.

Produkty marki Seboradin bardzo lubię i chyba nie trzeba tego nikomu przypominać. Od kilku lat używam balsamu z żeń szeniem, z ciekawością sięgnęłam więc po inną wersję, gdzie formuła oparta jest na czarnej rzepie. Po kilku miesiącach używania nie dziwię się więc, że zbiera same świetne oceny na wizażowym KWC.
Tak naprawdę mogę przyznać producentowi rację jeśli chodzi o jego obietnice, z małym wyjątkiem. Pięknie nawilża po same końce i wygładza włosy, są miękkie, jedwabiste i bardzo lśniące. Nie elektryzują się i nie mam po nim problemów z rozczesaniem, co czasem mi się zdarza. Balsam nie obciąża ani nie powoduje szybszego przetłuszczania się skóry. Po regularnym stosowaniu faktycznie zaobserwowałam ich wzmocnienie. 

Co do samego zahamowania wypadania i przyśpieszenia porostu nie mogę się wypowiedzieć, raczej nie nakładałam go na skórę głowy. W przypadku podrażnień powodował delikatne pieczenie, więc ekstremalnie wrażliwym osobom raczej bym go odradzała.

Ratował mnie również po ostatnim przeproteinowaniu włosów maską Mythos. Świetny produkt na kryzysowe sytuacje, tak jak mówiła MsMelevis w którymś ze swoich filmów, jeśli chcę mieć gwarancję, że kolejnego dnia nie spotka mnie bad hair day, wystarczyło sięgnąć po ten balsam. Bez względu na czas, 3 minuty czy więcej ( a proponowałabym pozostawiać go na włosach dłużej, aż żal spłukiwać) działa równie bardzo dobrze.
Skład jest krótki i treściwy, woda, alkohol tłuszczowy, a za nimi: gliceryna, olejek sosnowy, ekstrakt z tataraku, dziurawca, czarnej rzodkwi, kolendry i olejek z drzewa herbacianego. Bez silikonów i SLS.
Konsystencja jest rzadka, ale nie przelewa się przez palce. Mimo to ubywa go dość szybko, a jak na cenę 25zł w aptece nie jest to mało. Intensywnie pachnie czarną rzepą, po wysuszeniu włosów nie czuję go jednak na włosach. Warto pocierpieć dla efektów ;)

Na minus mogę zaliczyć koszmarne opakowanie, nie wiem, dlaczego producent nie widzi jego wady, ani nie robi sobie nic z sugestii klientów ( choć nie on jeden). Butelka jest z twardego plastiku, przez co nawet na początku stosowania ciężko jest wydobyć produkt. Można wyrobić sobie biceps, albo najzwyczajniej w świecie przelać go do opakowania z pompką :D Zakrętka jest delikatna i zazwyczaj żyje tylko kilka lotów, ale ta o dziwo się uchowała.
Z chęcią powrócę do tego balsamu i ubolewam, że niewiele mi go już zostało. Przez ostatnie trzy lata ceny skoczyły z 16-17 złotych do około 25 :/ Niemniej jednak szczerze go polecam, bo warto po niego sięgnąć, zwłaszcza, jeśli z włosami dzieje się coś złego, są przesuszone i zniszczone.

A tu dla odmiany produkt tej samej marki, z którym nie wiem co zrobić. Dostałam go dawno temu w ramach współpracy z kosmetykizapteki. jeszcze w zimie. Brawo, Paulina. Chciałam stosować go jako zwykłą wcierkę, ale dwie fazy łącząc się dają uczucie tłustości. Nie rozumiem również braku atomizera.
Na długość również się nie nadaje, ze względu na alkohol w składzie. Tak się kończy nieczytanie składów...
Macie może jakieś sugestie, jak się zabrać za ten lotion? Samo nakładanie na kilka godzin przed myciem, dwa razy w tygodniu chyba niewiele pomoże.

A aktualizacja włosów na dniach, choć wcześniej powinnam je podciąć, ale nie mam jak :(