29 grudnia
Ulubieńcy grudnia | Bourjois, Ikarov, Max Factor, Pierre Rene
Za namową Agu postanowiłam uaktualnić nieco zapomnianą serię ulubieńców. Co zachwyciło mnie w grudniu? Trochę kolorówki, jeszcze mniej pielęgnacji. Wszystko jednak warte polecenia :)
Aktualnie posiadam trzy odcienie, natomiast planuję nieco rozszerzyć moją kolekcję. Nie dziwię się zachwytom na blogach: to najlepsza, najbardziej trwała szminka, jaką miałam okazję używać. Na ustach praktycznie niewyczuwalna, nie wysusza. Minusem jest cena, ponad 30 złotych w sklepach internetowych, ale jeśli przemawiają do Was matowe usta to jak najbardziej polecam. Na blogu pojawią się jeszcze nie raz.
Wciąż ulubiona odżywka do rzęs, nie powodująca przykrych skutków ubocznych. Aktualnie rzęsy są w super kondycji, nie wypadają, po wytuszowaniu wyglądają jak sztuczne.
SLEEK, PALETA DO BRWI (cień i wosk, odcień light)
Całkiem przyjemna paletka do stylizacji brwi, z jednym, małym minusem. Odcienie są nieco zbyt ciepłe, ale jako, że wypełniam tak na prawdę niewiele, mogę przymknąć oko. W klasycznej kasetce Sleeka z lusterkiem znajdziemy również dwa pędzelki o mini pęsetkę, która niestety, jest nieco zbyt tępa. Praktyczna na wyjazdy, zajmuje mało miejsca.
MAYBELLINE, COLOR TATTOO, (odcień 100, barely beige)
Rozświetlający cień w kremie od dawna jest podstawą mojego makijażu. Posiadaczki wiecznie podkrążonych oczu zrozumieją ;) Świetnie utrzymuje się w wewnętrznym kąciku oka, drobinki nie migrują po twarzy. Aktualnie już niedostępny na allegro, nad czym ubolewam.
IKAROV, OLEJEK Z PESTEK BRZOSKWIŃ
Zupełna nowość, która okazała się strzałem w dziesiątkę. Stosowany na noc wchłania się szybko, nie zapycha skóry, nawilża i uzupełnia barierę lipidową. Dobrze sprawdza się również pod oczy. Olejki to jeden z moich ulubionych sposobów ochrony skóry przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi, w zimie bowiem często dokucza mi nieprzyjemne ściągnięcie i wysuszenie.
SECHE VITE, WYSUSZACZ- NABŁYSZCZACZ DO LAKIERU
Mimo delikatnego kurczenia lakieru i gęstnienia przyznaję mu najwyższą notę. Na dłuższą metę równie dobrze sprawdzał się u mnie Essie good to go, jednak wciąż powracam do Seche Vite. Efekty możecie zobaczyć w moim ostatnim poście paznokciowym.
Kosmetyków tej firmy mam niewiele, ciężko określić dlaczego. Po przygodach z Essence oraz całkiem dobrym Maybelline w słoiczku postanowiłam spróbować czegoś innego. Sporym plusem jest fakt, że w tym przypadku dołączony mamy całkiem porządny pędzelek. Czerń jest nasycona, konsystencja idealna, nie ma problemu z narysowaniem kresek. Trwałość na plus. Jestem bardzo zadowolona.
MAX FACTOR, MASTERPIECE MAX
Kolejny z droższych tuszy, które miałam okazję przetestować. Wąska, silikonowa szczoteczka rozdziela i wydłuża rzęsy. Dobrze pogrubia, początkowo standardowo sklejał niemiłosiernie. Nie wiedzieć czemu czasem odbija mi się na górnej powiece, mimo zagruntowania jej cieniem, choć może to wina długości moich rzęs. Jest dobry, jednak jeśli miałabym wybierać, to zdecydowanie wróciłabym do wersji False lash fusion.