NOTD: B. a star

28 marca

NOTD: B. a star

Za lakierami holograficznymi przepadam, podczas trwającej 8 marca promocji -40% na wszystkie lakiery w sklepie Colour Alike wybór był oczywisty i padł na najnowszy top coat o wdzięcznej nazwie B. a star. Pomysłowo i adekwatnie do wykończenia, jak zawsze w przypadku ich produktów:)
Top coat jest bardzo rzadki, ażeby nie powiedzieć, że wręcz wodnisty. Trochę ciężko mi się z nim pracowało, w świetle naturalnym widoczne są szarawe smugi, ale przy drugiej warstwie myślę, że będzie pięknie.

Pięknie się mieni, czy w intensywnym oświetleniu, czy też sztucznym. Na zdjęciu dwie warstwy całkiem przyjemnego lakieru p2 w odcieniu Passion i jedna top coatu.
 Zwraca na siebie uwagę, kilkakrotnie byłam pytana przez koleżanki, co tym razem mam na paznokciach. Świetny pomysł na ekspresową odmianę zwykłego manicure. Będę próbować z innymi odcieniami jako bazą, zapowiada się ciekawie:)

Przypominam również o trwającym aktualnie konkursie Oceanic, w którym do wygrania aż 6 odżywek do rzęs! Zainteresowanym zwracam uwagę na mieszczący się w prawym, górnym rogu baner:)
Aktualny paznokciowy niezbędnik | Sally Hansen, Essie, Delawell, Eveline

26 marca

Aktualny paznokciowy niezbędnik | Sally Hansen, Essie, Delawell, Eveline

Pielęgnacja moich paznokci od kilku lat była praktycznie niezmienna i nic nie wskazywało na to, że pojawi się w niej cokolwiek nowego. Okazało się jednak, że kilka, znanych, wręcz kultowych produktów mogło w znacznym stopniu usprawnić i ulepszyć pielęgnację czy też sam proces malowania paznokci. Nadal jednak mam problem z rozdwajającymi się paznokciami, co nigdy się nie zdarzało. Zastanawiam się nad zmianą odżywki, moją uwagę przykuła przede wszystkim Sally Hansen.
Przede wszystkim, paznokci nie maluję nazbyt często, raz w tygodniu, po czym po kilu dniach zmywam, zwłaszcza, że przez stan płytki wszystko szybko odpryskuje. Do olejowania czy nawilżania stosuję produkt Delawell, o bogatym, naturalnym składzie i pięknym zapachu. Wygodna buteleczka z pipetą zachęca do masażu skórek. Z chęcią sięgnęłabym po nią jeszcze raz, gdyby nie wysoka cena, około 30złotych, moja szczęśliwie przywędrowała do mnie w ostatnim pudełku Shinybox. Niedawno zostałam obdarowana innym produktem tejże marki, również do dłoni i odczucia mam jak najbardziej pozytywne :)
Natomiast preparat do usuwania skórek Sally Hansen, to kosmetyk, którego tak na prawdę nigdy nie miałam, mimo, że nie zawsze mogłam się pochwalić idealnym stanem wokół paznokci, zwłaszcza jeśli chodzi o palce wskazujące i kciuki. Za 8złotych (bo tyle kosztował mnie w jednej z drogerii internetowych) udało mi się kupić, coś, co maksymalnie skróciło czas przygotowania do pokrycia lakierem. Błyskawicznie rozpuszcza skórki, nieco je nawilża i zmiękcza. Przy regularnym stosowaniu nie narastają. Szaleńczo wydajny, polecam każdemu :)
Aktualnie top coatem, jaki używam jest Essie good to go, ale nie jest to mój ulubieniec. Ogromnym plusem jest to, że nie gęstnieje, mój ma pół roku i nic się z nim nie dzieje. Brakuje mi jednak żelowego połysku, jaki daje Seche Vite. Szykuję się do porównania obu na blogu.
Jakiś czas temu zaopatrzyłam się również w nowy pędzelek do odmywania skórek, za zestaw trzech na Ebay zapłaciłam około 3zł. O dziwo włosie nie wypada i używa się go całkiem przyjemnie.
Nowością jest również szklany pilniczek Deni Carte. Byłam wierna papierowym, jednak denerwował mnie brak ostrości i pozostawianie szorstkich kantów (jeśli wiecie, co mam na myśli). Ten nic z tych rzeczy nie robi, w ciągu kilku chwil mogę nadać paznokciom pożądany kształt. Myję go w zwykłej wodzie z mydłem, jak na razie nie stracił swoich pierwotnych właściwości.
Będąc w temacie paznokci pochwalę się również nowym nabytkiem *.* Wczoraj wylądował już na paznokciach :) Przed Państwem Holo Top B. a star marki Color Alike.

Walka o gęstość włosów | Mil Mil 76, Placent Active, ampułki z placentą 5% + moje efekty kuracji

22 marca

Walka o gęstość włosów | Mil Mil 76, Placent Active, ampułki z placentą 5% + moje efekty kuracji

Drugi dzień wiosny jestem niestety zmuszona przesiedzieć w mieszkaniu ze względu na lekkie, acz irytujące przeziębienie. Aby choć w małym stopniu wykorzystać ten czas postanowiłam podsumować moją ostatnią kurację ampułkami Mil Mil 76 z 5% ekstraktu z placenty.
Zamówiłam je jeszcze przed końcem roku i pech chciał, że w dwóch opakowaniach w transporcie zostało uszkodzone po jednej ampułce. Sprzedawca jednak stanął na wysokości zadania i dosłał brakujące.
Podobnych produktów na allegro jest masa, nie bardzo wiedziałam, którą wybrać, zwłaszcza, że zawartość aktywnego składnika rzadko kiedy była jasno określona. Stanęło na sprawdzone już przez inne blogerki ampułki w cenie około 30zł. Mimo, że sama kuracja zajęła mi lekko ponad miesiąc postanowiłam się wstrzymać z opinią i poczekać, aż nowe włoski będą miały czas odrosnąć.

ampulki z placenta, placent activ, mil mil, recenzja, pielegnacja wlosow

W opakowaniu znajduje się 12 ampułek po 6ml każda. Swoją dzieliłam na dwa i przelewałam do innej, szczelnie zamykanej, choć podobno niedługo po otwarciu placenta traci swoje właściwości, na wszelki wypadek nie polecam Wam więc tego sposobu ;) Niemniej, swoje stosowałam kilka godzin przed myciem, ze względu na spore obciążenie i przetłuszczenie włosów. Skupiałam się przede wszystkim na linii włosów i małym zakolu, które niespecjalnie mi przeszkadzało, ale uznałam, że będzie to dobry obszar do wypróbowania ich skuteczność. Na całość skóry głowy połowa wystarczała w zupełności. Pod koniec nieco się z nimi wymęczyłam, ale dzielnie wymasowałam wszystkie.

ampulki z placenta, placent activ, mil mil, recenzja, pielegnacja wlosow

Jeśli chodzi o same efekty to jestem zadowolona i sądzę, że są zauważalne. Linia włosów wyrównała się, czego może na zdjęciu nie widać, ale musicie uwierzyć mi na słowo. Wydaje mi się, że włosy urosły również na długość, zwłaszcza, że baby hair nad karkiem i uszami stały się wyjątkowo długie, bo sięgają mi aż do obojczyków. Specjalnego uniesienia nie zauważyłam, ale jeśli szukacie produktu, który będzie pomocny w odzyskaniu gęstości to myślę, że będzie to odpowiedni kosmetyk.

ampulki z placenta, placent activ, mil mil, recenzja, pielegnacja wlosow, efekty
można powiększyć
Sam skład wygląda tak i powiem szczerze, że byłam nieco zdziwiona, produkt na alkoholu tak przyśpieszał przetłuszczanie się włosów. Oczywiście, winny był temu również masaż, ale przy ampułkach Radical nie zauważyłam żadnych skutków ubocznych tego typu. Do kuracji wrócę, przypuszczam, że za około rok.


Jeśli chodzi o inne wcierki, dysponuję jeszcze wcierką Seboradin z żeń- szeniem oraz Jantarem, ale chyba na razie dam sobie spokój ;)

Recenzja: Isana Med, Emulsja do ciała z 5,5% mocznika

19 marca

Recenzja: Isana Med, Emulsja do ciała z 5,5% mocznika


O rossmannowej serii Isana Med z mocznikiem pisano już dużo. Sama jakiś czas temu wspominałam o kremie do rąk, mimo początkowej nieufności zaprzyjaźniłam się również z balsamem do ciała z zawartością 5,5% mocznika w składzie.
 Codzienne wsmarowywanie kremów nigdy nie było moją mocną stroną. Powiedzmy sobie, jestem w tym beznadziejna, podobnie jak w przypadku zużywania nadpoczętych buteleczek. I to mimo, że moja skóra jest bardzo sucha, alergiczna i często swędzi. Nie przepadam za parafinową warstewką na skórze, ale w zimnych miesiącach dość często sięgałam po produkty posiadające ją w składzie. Wraz ze zmianą aury z przyjemnością sięgnęłam po niepozorną, lekką emulsję.
Nie posiada zapachu, bardzo szybko się wchłania, nie klei się i nie brudzi ubrań. Zastosowana na najbardziej szorstkie partie ciała przywraca komfort i miękkość, likwiduje uczucie swędzenia. Co najważniejsze, działa na długo, skóra przez dłuższy czas wygląda bardzo zdrowo.
Gdy zużyję całe zapasy balsamów do ciała skuszę się na wersję z 10% mocznikiem, a Wam zdecydowanie polecam produkty z tej linii. Zdecydowanie warto spróbować, zwłaszcza, że kosztują przysłowiowe grosze.
NOTD: Mollon

15 marca

NOTD: Mollon

Podczas mojej ostatniej wizyty u Angeliki wyszłam bogatsza o kilka lakierów, z którymi nie miałam styczności, głównie toppery oraz serię Jolly Jewels Golden Rose. Podarowała mi nawet bardzo ładny odcień różu, który jej się zdublował. Marka Mollon również była mi jak dotąd zupełnie nieznana, ale czytałam nieco na jej temat na innych blogach.
W rzeczywistości bardziej arbuzowy o nazwie Mild Pink bardzo mi się spodobał, ładnie komponuje się z odcieniem skóry. Kryje po dwóch warstwach, ładny połysk. Z chęcią przetestowałabym inne kolory. Na serdecznym dołożyłam wspominany Jolly Jewels nr 110, w mojej opinii jeden z najładniejszych w całej kolekcji, kojarzy mi się z kwiatami, konkretnie makiem. Myślę, że to udane połączenie.
Na dniach dostanę również mój nowy top coat holograficzny z Colour Alike :>
Krótka relacja z Blogerskiego Dnia Kobiet

10 marca

Krótka relacja z Blogerskiego Dnia Kobiet

Ostatnią sobotę miałam okazję spędzić w przemiłym gronie koleżanek po fachu, blogerek z województwa lubelskiego na spotkaniu z Chełmie. Brawa dla Klaudii za dopięcie wszystkiego na ostatni guzik i świetną organizację! Kilka godzin zleciało w oka mgnieniu, niestety należało wracać do domów, ale myślę, że gdyby nie rezerwacja lokalu miałybyśmy więcej czasu na rozmowy. Wsparłyśmy również okoliczne schronisko dla psów, każda z nas przyniosła karmę i inne produkty pierwszej potrzeby. Przypinki pochodzą ze strony przypinka.pl.
Szczęśliwie się złożyło, że pojawiła się również Angelika, autorka Bloga pisanego lakierem do paznokci, którą prywatnie znam od jakiś dwóch lat.
Spotkanie rozpoczęło się prezentacją pana Jacka z Futurosa.net, podczas którego przedstawione zostały nam marki Delawell, La Rosa i inne. Jak widać z okazji Dnia Kobiet każda otrzymała coś specjalnego:
Prezentacja kosmetyków La Rosa, wszystkie najbardziej urzekły pędzle do twarzy, gdyby nie to, że mam skompletowany zestaw prawdopodobnie skusiłabym się na zakup :)
Oglądamy produkty Joko, które najbardziej mnie zainteresowały :) Ciekawskim podpowiem, że grzywka to już w 100% mój naturalny kolor.
Zdjęcie grupowe, obowiązkowo! Na zdjęciu zabrakło niestety Weroniki i Sylwii, które musiały wrócić do swoich obowiązków :(
Od lewej: Agnieszka, Aneta,ja, Angelika, Monika, Natalia, Ewelina ,Monika ,Klaudia Karolina
Miło było mi Was poznać dziewczyny!

Wypadałoby również podziękować sponsorom spotkania, ukłony więc dla firm:
zdjęcia i baner autorstwa Klaudii

A kto przegapił wczorajszy post zapewne nie wie o konkursie Long for Lashes :)

Konkurs: Piękne rzęsy na wiosnę

09 marca

Konkurs: Piękne rzęsy na wiosnę

Wiosna zbliża się wielkimi krokami, w ruch idą wszelkiego rodzaju upiększające zabiegi... A gdyby tak zadbać o rzęsy? Dłuższe, gęstsze, bardziej elastyczne to marzenie niejednej z nas. Moje już się spełniło jakiś czas temu. Teraz Wasza kolej! Dziś macie okazję wygrać jedną z sześciu odżywek do rzęs Long for Lashes marki Oceanic, o których można było przeczytać wiele pochlebnych opinii na blogach, z którymi jak najbardziej się zgadzam :)
Wraz z przedstawicielką marki, panią Magdaleną (dla której oczywiście ogromne podziękowania:) ) zapraszam do udziału.


Regulamin (nie)krótki.
1. Konkurs organizowany jest przez bloga kosmetycznealterego.blogspot.com. Sponsorem nagród jest firma Oceanic.
2. Termin zgłoszeń upływa 9.04.2014 roku o godzinie 24.
3. Zadaniem konkursowym jest odpowiedź na pytanie zawarte w formularzu oraz poprawne wypełnienie pozostałych pól.
4. Spośród wszystkich odpowiedzi wybranie zostanie 6 najlepszych. Odpowiedzi nie będą opublikowane na blogu.
5. Jedna osoba może wysłać tylko jedno zgłoszenie.
6. .Konkurs skierowany jest do publicznych obserwatorów via blogger wyżej wymienionego bloga.
7. Osoby niepełnoletnie powinny zapytać o zgodę na udział swoich rodziców.
8. Wysyłka nagród jedynie na terenie Polski w ciągu tygodnia od ogłoszenia wyników. Czas oczekiwania na adres do wysyłki wynosi maksymalnie tydzień, w innym wypadku wybrana zostanie inna osoba.
9. Koszt wysyłki nagród pokrywa autorka bloga.
10. Biorąc udział w konkursie wyrażasz zgodę na przekazanie danych osobowych w celu wysyłki kosmetyku (Dz.U.Nr.133 pozycja 883z późn. zm.)
11. Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu tygodnia od zakończenia konkursu.
12. Konkurs nie podlega przepisom ustawy z dnia 19 listopada 2009 roku o grach hazardowych (Dz. U. z 2009 roku nr 201, poz. 1540 z późn. zm.)
13. Regulamin wchodzi w życie wraz z dniem rozpoczęcia konkursu. W sprawach nie określonych w niniejszym Regulaminie zastosowanie mają przepisy Kodeksu Cywilnego oraz inne przepisy powszechnie obowiązujące.
Powrót do przeszłości | Garnier, regenerujące mleczko do ciała z syropem z klonu

06 marca

Powrót do przeszłości | Garnier, regenerujące mleczko do ciała z syropem z klonu

Wszelkiego rodzaju mleczka i masła do pielęgnacji skóry ciała to produkty, których mam zawsze najwięcej, a używam stanowczo za rzadko patrząc na wszechobecne przesuszenie, bez względu na porę roku. Powiedzmy sobie szczerze, spora część osób nie znosi nudnej czynności smarowania i wcierania ;)
Szeroko reklamowany w prasie i telewizji balsam do ciała Garnier nie jest jednak dla mnie nowością. Dobrych kilka lat temu uległam i zakupiłam sporą butelkę 400ml na wypróbowanie. Czy moja opinia na jego temat zmieniła się przez ten czas? Nie, gdyż patrząc na jego właściwości producent nic nie ulepszał. Nadal uważam, że to przyzwoity kosmetyk, choć nie mój osobisty faworyt.
Produkt rekomendowany jest do bardzo suchej, podrażnionej skóry pozbawionej elastyczności. Jak sama nazwa wskazuje ma konsystencję mleczka, nie jest więc zbyt bogaty w konsystencji, dzięki czemu szybko się wchłania bez tłustej warstwy, nie lepi i nie pozostawia śladów na ubraniach. Ma specyficzny, nienachalny zapach, który osobiście przypadł mi do gustu. Kojarzy mi się z raczej zimniejszymi miesiącami.
Działa ekspresowo, ale na dłuższą metę lepiej sprawdzają się u mnie naturalne masła. Koi i nawilża skórę, likwiduje przesuszenie skóry, uczucie szorstkości i ściągnięcia. Przywraca miękkość i komfort. Plus za wydajność i dostępność.
Skład nie jest szczególnie zachwycający ze względu na parafinę, ale obiektywnie rzecz ujmując większość balsamów ją posiada, również tych, które sama używam. Lubię go, ale raczej nie skuszę się ponownie. Przynajmniej nie teraz, nie zdenkowałam jeszcze innych kosmetyków;)

Tanio vs drogo | Balsam do włosów Organic Shop, Baikal herbals

02 marca

Tanio vs drogo | Balsam do włosów Organic Shop, Baikal herbals

Krótki urlop totalnie mnie rozleniwił, a kolejny powrót do obowiązków spowodował totalny brak czasu i chęci na cokolwiek. Powoli jednak wracam do życia a dziś zapraszam na krótkie porównanie dwóch rosyjskich balsamów do włosów. Tym razem mowa o zupełnie nowej dla mnie marce Baikal herbals oraz Organic shop, której to produkty miałam już okazję używać. Dwa z nich bardzo przypadły mi do gustu, konkretniej maska z jaśminem oraz winogronowa odżywka.
Jak zawsze w przypadku balsamów zależało mi, aby sprawdzały się głównie w przypadku częstego stosowania, nie wymagałam więc, aby były ekstremalnie odżywcze, wręcz przeciwnie. Życzyłabym sobie aby nawilżały i wygładzały włosy, zwłaszcza końcówki, dodawały blasku a przy tym nie obciążały.
Balsam Baikal herbals wydawałby się więc stworzony dla mnie, gdyż skierowany jest do posiadaczek cienkich i delikatnych pasm, które potrzebują nadania objętości. Skład oparty jest na ekstrakcie z tymianku, nieśmiertelnika, białego mchu i ogórecznika. Ma przyjemny, delikatny zapach. Konsystencja nie jest typowa dla balsamu (jak np. balsamy Babuszki Agafii), raczej nieco rzadsza od standardowej odżywki dzięki czemu nie przecieka przez palce. Wystarczą obiecywane przez producenta 2 minuty (choć ja trzymam kilka chwil dłużej) aby efekt był zadowalający. Po jego użyciu włosy są lekkie i miękkie, dobrze się rozczesują i układają. Zdecydowanie polubiłam się z tym produktem, nie wykluczam, że w przyszłości zakupię inną wersję, zwłaszcza, że cena około 12zł za 280ml jest całkiem zachęcająca :)

Skład: Aqua with infusions of: Thymus Vulgaris Extract, Helichrysum Аrenarium Extract, Sphagnum Extract, Organic Spiraea Ulmaria Extract, Organic Borago Officinalis Oil; Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Parfum,  Citric Acid.
Niewiele dobrego mogę napisać o balsamie Organic shop na bazie ekstraktu z orchidei i jojoba. Wahałam się nad wersją dodającą objętości i ostatecznie nieco żałuję swojego wyboru. W internecie znalazłam niewiele opinii na jego temat, jak widać więc wybór w ciemno nie zawsze wychodzi na dobre ;)
Konsystencja jest dość gęsta, a kwiatowa nuta zapachowa niespecjalnie przypadła mi do gustu, choć nie jest to brzydki zapach. Podstawowym zarzutem wobec niego jest brak dostatecznego nawilżenia i wygładzenia włosów. Po jego zastosowaniu wyglądały gorzej niż zawsze.
Jest również zdecydowanie droższy od swojego konkurenta, cena waha się w okolicach 23zł, co przy takiej pojemności nie wypada zachwycająco, ale byłabym skłonna zapłacić tyle, jeśli sprawowałby się równie dobrze co wspominana na początku winogronowa wersja o cudownym zapachu.
Oba produkty otrzymałam od Pauli.
Skład: Aqua with infusion of Organic Paphiopedilum Maudiae (Orchid) Flower Extract, Cetearyl Alcohol, Glycerine, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Behentrimonium Chloride, Cetrymonium Chloride, Quaternium-87, Hydroxyethylcellulose, Ceteareth-20, Cetrimonium Bromide, Parfum, Citric Acid.