Styczeń powinien być moim ulubiony miesiącem, głównie ze względu na moje urodziny. Co jednak gdy świąteczne zaległości piętrzą się, a obowiązków tylko przybywa? Niedobór snu i motywacji do działania skutecznie zniechęcały mnie do codziennego makijażu, tym razem wiec ulubieńcy prezentują się bardzo skromnie. Głównie jak widać są to produkty rozświetlające, korygujące oraz nieco pielęgnacji.
Pisano o nim tak wiele, w samych superlatywach. Muszę więc przyznać, że powoli sama poddaję się urokowi Mary. Rozświetlacz w szampańskim odcieniu, który daje prawdziwą, bezdrobinkową taflę. Cały miesiąc sięgałam po niego z wielką przyjemnością, nakładając na szczyty kości policzkowych, czasem również powieki. Zdecydowanie wymaga oddzielnej recenzji, bo mam co do niej jednak kilka zarzutów.
Bardzo, bardzo jasny podkład (nr 20 champagne) zaskoczył mnie odcieniem. Po pierwszej aplikacji wyglądem przypominałam topielca, na ten moment jestem zmuszona go nieco przyciemniać. Bardzo dobrze kryje, nie zastyga na twarzy jak Revlon Colorstay, w mojej opinii wymaga wiec przypudrowania. Dobrze się nosi, nie spływa, pięknie pachnie. Podobno świetnie wygląda na zdjęciach, choć nie miałam jeszcze możliwości sprawdzenia. Jest jednak dość ciężki i nie stosowałabym go zbyt często.
Niezbędnik studentek pomagający ukryć przemęczenie i zaczerwienioną linię wodną. Świetnie napigmentowana, kolor odpowiedni dla mnie, choć mogłaby mieć nieco więcej żółtych tonów. Bardzo miękka, z łatwością się nią maluje, dobrze się struga. Cena ciut wysoka, 30 złotych, choć jak sądzę, miną wieki nim ją zużyję.
Kolejne świetne produkty polskiej marki. Płyn micelarny świetnie radzi sobie z tuszem Max Factor i wodoodpornym eyelinerem. Nie podrażnia oczu. Zapach typowy dla całej serii.
Żel do mycia twarzy dobrze oczyszcza skórę przy użyciu szczoteczki Foreo. Delikatnie się pieni, plus za wygodną pompkę. Bardzo wydajny. Nie wysusza skóry dzięki zawartości delikatnych środków myjących.
*produkty pochodzą z drogerii ekobieca.pl
Zajrzyj również:
Muszę wypróbować ten podkład z Pierre Rene, brzmi zachęcająco:)
OdpowiedzUsuńSporo osób go chwaliło i dlatego się nim zainteresowałam, ale jak widać po komentarzach nie wszystko jest dla wszystkich :)
UsuńMam dwa pierwsze produkty i zdecydowanie podzielam opinię! Mary Lou czasem ma jak dla mnie zbgyt intensywny połysk, wiec lubię też sięgać po inne rozświetlacze, ale jeśli potrzebuję czegoś wow, to zawszę po nią sięgam ;) a podkład faktycznie pachnie bosko a i krycie ma zadowalające.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie jesli chciałabyś się podzielic jakimis ciekawymi postami, sporo mnie nie było w blogosferze i czas nadrobić zasległości ;) Pozdrawiam!
W dni, gdy nie oczekuję mocnego rozświetlenia używam minerałów, ale fakt, Mary Lou delikatna nie jest, chyba że się baaaaardzo uważa :)
UsuńDzięki uprzejmości koleżanki miałam możliwość testnąć ten podkład i u mnie zupełnie się nie sprawdził. Wyglądałam jak ciasto, okropny widok... Mary Lou brałabym choćby ze względu na nazwę (:D), ale cena jeszcze nie dla mnie...;)
OdpowiedzUsuńHaha, nazwa faktycznie adekwatna :)
UsuńPodkład Pierre Rene bardzo lubię. Ja mam z kolei za ciemny odcień, poczeka sobie do lata.
OdpowiedzUsuńMój okazał się bardzo porcelanowy, niby nie różni się mocno od 150 buff CS ale brak żółtych tonów widać u mnie strasznie :D
UsuńMi akurat pierre rene nie pasował, strasznie ciężki był. Co do kredki kryolan - miałam ją ale teraz wolę tę długą z sephory
OdpowiedzUsuńZ sephory nie miałam chyba żadnego kosmetyku :) A podkład cóż, do najlżejszych nie należy, jak to bywa w przypadku płynnych o właściwościach kryjących.
UsuńTym podkładem to mnie zainteresowałaś :D. Bedzie trzeba wypróbować :)
OdpowiedzUsuńMaxineczka robiła test na żywo, zerknij :)
UsuńJa też zwróciłam uwagę na podkład i chyba po moim Rimmelu przetestuję go na sobie :)
OdpowiedzUsuńCałe wieki nie miałam podkładu Rimmela :)
Usuńmam ten podkład Pierre Rene. użyłam go 2 razy i nie wiem co mam zrobić z resztą, chyba w końcu wyrzucę... jest tak beznadziejny że aż wstyd byłoby mi go komuś dać. miałam kiedyś revlon colorstay i w moim odczuciu piere rene zastyga jeszcze mocniej... i ma fatalny wpływ na skórę. beton w czystej postaci.
OdpowiedzUsuńNie wszystko jest dla wszystkich, mam nadzieję, że u mnie nie spowoduje większych niespodzianek, choć na codzień wybieram lżejsze krycie podkładem AM :)
Usuńrozświetlacz the balm chyba mnie też wreszcie skusi po tylu pochlebnych opiniach :)
OdpowiedzUsuńNie bez przyczyny takie ohy i ahy, ale jeszcze o nim napiszę w osobnej recenzji, ale muszę go dłużej poużywać :)
UsuńO podkładzie słyszałam wiele dobrych opinii, a mary lou to moje małe marzenie :)
OdpowiedzUsuńJa teraz mam komplet ze słynna Bahama mama :)
Usuńuwielbiam ten rozświetlacz :) podkład też mnie kiedyś kusił, ale jak dla mnie wydaje być się za żółty jak oglądałam swatchy :( będę musiała jeszcze go stacjonarnie obczaić w drogerii i wtedy ocenię :)
OdpowiedzUsuńOdcień określiłabym jako szampański, jednak ciężko jest go dostać stacjonarnie w drogeriach :(
UsuńPodkład na samym początku mi się spodobał, ale nie jest to odpowiednik Revlonu. Revlon faktycznie zastyga bardziej i na dłużej matuje, choć od częstego używania pojawiają się suche skórki. Natomiast po tym dostałam takiego wysypu niedoskonałości jakiego dawno na mojej twarzy nie widziałam. Jak odstawiłam to przeszło. Mimo, że Revlon przesusza, to jednak lepiej kryje i matuje. Ten po aplikacji wymaga natychmiastowego przypudrowania dla lepszego efektu. No i trwałość - tu Colorstay znów wygrywa. Pierre ściera się z twarzy w ciągu dnia, nawet zagruntowany bardzo dobrym pudrem matującym Catrice Prime&Fine 24h, który jest wodoodporny ponoć, ale z Revlonem współgra fantastycznie.
OdpowiedzUsuńW takim razie mamy podobne zdanie :) U mnie się sprawdza, ale na co dzień nie potrzebuję aż tak mocnego krycia.
UsuńPierre Rene na pewno wypróbuję :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJak skończę swój podkład z MAC chciałabym spróbować ten z Pierre Rene:)
OdpowiedzUsuńPodkładów z MAC nie miałam, testowałam tylko korektor :)
Usuńale bym chciała wszystkie :33
OdpowiedzUsuńNie dziwię się :D
UsuńIntrygują mnie te żele do mycia twarzy :)
OdpowiedzUsuńDo płynu micelarnego byłam sceptycznie nastawiona, bo często okazuje się, że nie zmywają dokładnie tuszu i eyelinera, ale z tego jestem bardzo zadowolona i żałuję, że już się kończy :)
Usuńte produkty go cranberry na pewno kupię!
OdpowiedzUsuńJa produkty GC baaardzo lubię, teraz skończyło mi się serum przeciwzmarszczkowe i ubolewam :D
UsuńA ja mam dylemat czy wrócić do podkładu Color Stay, czy wypróbować ten z Pierre Rene. Obydwa są ogólnie zachwalane :) Go Cranberry bardzo ciekawie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńPaulino, proponuję abyś sprawdziła w drogerii czy odpowiada Ci formuła PR, bo z tego, co czytam jest to kontrowersyjny podkład :)
UsuńRozświetlacz i podkład mam i bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńPrzybij piątkę, Alicjo :D :)
Usuńkusi mnie ten podklad, wiec jak juz wykoncze moj obecny podklad, to napewno sobie kupie))))
OdpowiedzUsuńJeśli jesteś bardzo blada to z pewnością znajdziesz coś dla siebie :)
UsuńSkin Balance również przypadł mi do gustu, a więźniarka Mary-Lou skradła moje serce :) Miałam chrapkę na tą kredkę z Kryolana ale w końcu zdecydowałam się na Jumbo Milk od Nyxa. Dołączam do obserwatorów i zapraszam w wolnej chwili do siebie - będzie mi baaardzo miło :)
OdpowiedzUsuńSkin balance był moim ulubieńcem listopada :D teraz mam zbyt ciemną karnację i tymczasowo go odstawiłam (mam odcień Champagne) ;)
OdpowiedzUsuńMam ten podkład z Pierra. Gęsty, treścwy kryjący ... i bardzo dobry. U mnie trzyma się cały dzień .. ale spryskuję go sprayem z Avonu :P
OdpowiedzUsuńMary-Lou także uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa tego podkładu z Pierre Rene, ale poczytałam trochę komentarze i coś mi się wydaje, ze jednak byłby dla mnie za ciężki. Revlon CS za to bardzo lubię, chociaż na co dzień nie potrzebuję aż takiego krycia jakie on zapewnia :)
Mary prezentuje się pięknie :) Z Twoich ulubieńców zainteresował mnie płyn micelarny Go Cranberry - przydałoby mi się coś w miarę naturalnego i delikatnego, ale przede wszystkim zmywającego tusz... Oeparol nie daje sobie rady.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Mary Lou - to najlepsza, rzecz na świecie ! Dosyć drogi,ale kto już raz spróbuje zakocha się na zawsze :D
OdpowiedzUsuń