30 listopada
Urodowe czynności i zabiegi, których nie lubię robić a przecież trzeba
Dbanie o siebie zazwyczaj to sama przyjemność. Podobnie jak makijaż, nic tak nie relaksuje jak chwila dla siebie z maseczką lub przy malowaniu paznokci. Jest jednak kilka takich czynności, za którymi szczerze nie przepadam i ich wizja przyprawia mnie o głośne westchnienie w stylu "oh...znowu..."
MIEJSCE PIERWSZE: BRWI
Podziwiam dziewczyny, które sumiennie, codziennie sięgają po pęsetkę czy trymer i na bieżąco poprawiają kształt brwi. Zazwyczaj albo nie mam na to czasu lub ochoty. Przychodzi potem dość szybko czas, kiedy wyglądem przypominam Breżniewa i przeklinam siebie w duchu, że byłam tak leniwa. Może gdybym miała nieco prostsze w stylizacji włoski byłoby nieco prościej, jednak prawa brew wygląda zawsze jak uboga krewna lewej.
MIEJSCE DRUGIE: PEDICURE
Nie mam długich nóg. Szczerze powiedziawszy, są zwyczajnie krótkie, bo gdyby było inaczej, to przy moim 158 cm wzrostu zapewne wyglądałabym nieco dziwacznie. Mimo to pedicure zawsze wiąże się z akrobatycznymi, dziwnymi pozycjami, bólem pleców i frustracją przez zalane skórki. Tutaj zupełnie brak mi precyzji, trudno, wydało się! Pędzelek do ich odmywania mym najlepszym przyjacielem na zawsze.
MIEJSCE TRZECIE: ŚCIĄGANIE HYBRYD
Myślę, że w tej kwestii nie jestem sama. O ile samo noszenie lakierów hybrydowych to czysta przyjemność, to ich ściąganie zawsze nieco mnie irytuje. Staram sobie umilić ten czas oglądając serial, ale co zrobić. Nie lubię i już. Za to kolejny etap, czyli malowanie i zdobienie uwielbiam. Sporym ułatwieniem zawsze jest spiłowanie warstwy lakieru i dopiero potem zabawa z acetonem i folią aluminiową, ale umówmy się: tak czy siak to nieco kłopotliwe.
MIEJSCE CZWARTE: NADAWANIE KSZTAŁTU PAZNOKCIOM
Nadawanie kształtu paznokciom zawsze przyprawiało mnie o lekką irytację. Moja płytka jest bowiem wypukła, przez co zawsze ciężko było mi sprawić, by wszystkie były identyczne. Po ostatniej zmianie na nieco bardziej migdałowe jest jeszcze gorzej, ale staram się. Kiedyś nauczę się piłować je w perfekcyjny migdałek, przysięgam.
MIEJSCE PIĄTE: BALSAMOWANIE SIĘ
Na miejscu ostatnim, najmniej nielubiane, choć nadal nie mogę powiedzieć o sobie jako o fance balsamowania się. Zdrowy rozsądek jednak wygrywa i wizja podrażnienia i swędzenia przez kolejny dzień sprawia, że człapię po któreś masełko z moich zapasów. Co dziwne, zawsze mam otwartych kilka opakowań takich specyfików i potem bardzo ciężko jest mi je zużyć. Idealnym rozwiązaniem jest poszukiwanie miłych zapachów, konsystencji lub zastosowanie peelingu na bazie olejków. Coś dla leniuchów.
A może ze mną jest zwyczajnie coś nie tak? Chcesz być piękna, to cierp.