Jednym z nielicznych postanowień dotyczących urody w tym roku okazało się być w moim przypadku stosowanie masek do twarzy. Przyznam szczerze, zawsze miałam problem z ich regularnym nakładaniem, a tę sytuację zmieniły nieco gotowe maski ZIAJA w wygodnych słoiczkach. Od jakiegoś czasu jednak coraz bardziej doceniam tego typu produkty i co chwila próbuję innych. Zdarzają się też takie, które sprawdzają się o tyle dobrze, że szczerze żałuję, że nie są dostępne w większych pojemnościach. Jeśli więc macie skórę problematyczną, jak ja, często zachowującą się zupełnie inaczej, od nadmiernego przetłuszczania po przesuszenie, to mam Wam coś do zaproponowania: maski BIELENDA, CARBO DETOX.
Najtaniej można dostać je w Rossmannie w cenie około 1,60 zł za saszetkę, która wystarcza na dwa użycia. Wybierać można spośród trzech rodzajów: do cery tłustej i mieszanej, suchej i wrażliwej oraz dojrzałej. Po kilku testach mogę powiedzieć, że nie różnią się zbyt mocno działaniem. Jedyne różnice w składzie to chlorella, zielona glinka lub puder z czerwonych winogron. Bazą natomiast jest glinka porcelanowa, gliceryna oraz czarny węgiel.
Często zdarzało się, że po nałożeniu maski nie widziałam praktycznie żadnych efektów, lub nawet nieprzyjemne ściągnięcie i wysuszenie skóry, zwłaszcza po zastosowaniu glinek. Po maski BIELENDA sięgałam w momentach, gdy cera była trudna do opanowania, zwłaszcza przed miesiączką, gdy pory są rozszerzone, skóra nie ma równomiernego kolorytu i pojawiają się na niej stany zapalne lub trudno gojące się, podskórne gule.
Świetnie koją skórę, przywracają ładny wygląd i goją niespodzianki. Do tego delikatnie matują i nie przesuszają. Jedyny, oczywisty minus to brudzenie łazienki, stąd najczęściej nakładam ją podczas kąpieli, starając się aby nie zaschła, zwłaszcza, że glinki działają do momentu, kiedy są mokre, o czym kiedyś nie wiedziałam. Dodatkowo również, jeśli nie dopuścimy do utworzenia się skorupy, ominie nas nieprzyjemne napięcie cery. Warto dorzucić choć jedną na spróbowanie podczas wizyty w drogerii.
Jeśli znacie maski oparte na węglu aktywnym, to koniecznie dajcie znać w komentarzu!
Na sobie mam grubą, zieloną bomberkę, idealną dla zmarzluchów.
Na pewno wrzucę wszystkie rodzaje do koszyka przy okazji następnych zakupów :)
OdpowiedzUsuńWarto spróbować moim zdaniem, muszę jeszcze przetestować maseczkę z czystego węgla aktywnego :)
UsuńSzkoda, że nie pokazałaś składu. Coś czytałam już o tych maseczkach.
OdpowiedzUsuńUmknęło mi, a wiem, że robiłam zdjęcie :( Skład maski do cery tłustej:
UsuńAqua (Water), Kaolin, Glycerin, Carbon Black, Magnesium Aluminum Silicate, Illite, Montmorillonite, Lactic Acid, Xanthan Gum, Polysorbate-20, Calcite, Polyacrylamide /C13-14 Isoparaffin/ Laureth-7, Propylene Glycol, Phenoxyethanol, DMDM Hydantoin, Methylparaben, Ethylparaben, Parfum (Fragrance), Butylphenyl Methylpropional, Limonene.
:)
Uwielbiam te maski! Żałuję, że nie zrobiłam większego zapasu przygotowując się do wyjazdu, bo została mi tylko jedna :(
OdpowiedzUsuńO, jaka szkoda :< Może spróbuj do normalnej glinki dodać nieco węgla aktywnego? :)
UsuńDo tej pory ich nie testowałam, jakoś nie czułam się do końca przekonana :) Chyba jednak zmienię to podejście i spróbuję wszystkich ;)
OdpowiedzUsuńOj jak ja lubię maseczki...Szkoda tylko, że też nie jestem zbyt skrupulatna w ich stosowaniu :P
Mnie przekonało kilka pozytywnych opinii na YT, ale widzę, że wiele dziewczyn na blogach się nimi zachwyca:) A co do regularności, niedługo planuję wpis o trickach ułatwiających codzienną pielęgnację dla leniuchów :)
UsuńJakbyś czytała mi w myślach - post stworzony dla mnie :P
UsuńLeniwa blogerka urodowa nie brzmi mimo wszystko najlepiej ;D
Ojjjj, czasem trzeba zaoszczędzić trochę czasu :D
UsuńKosmitka ze mnie, ale... nigdy nie próbowałam tych maseczek, mimo że jest o nich tak głośno
OdpowiedzUsuńFaktycznie, sporo się o nich pisze, ale nic nie stoi na przeszkodzie aby je wypróbować:)
UsuńLubię te maseczki :)
OdpowiedzUsuńKasia, którą miałaś wersję?:)
UsuńLubię się z bielenda więc myślę ze sięgnę po te maseczki jak skończy się moja :)
OdpowiedzUsuńhttp://kociesprawki98.blogspot.com
Ja dla odmiany zawsze byłam trochę "na bakier" z Bielendą :) Chyba muszę to zmienić :D
UsuńJa się na jedną skusiłam i powiem że jestem na tak! bardzo fajnie wypadła ;)
OdpowiedzUsuńMonia, którą wybrałaś? Ja zaczęłam od wersji do cery tłustej, potem złapałam wszystkie :D
UsuńMiałam niebieską fajnie oczyszczała ;D
OdpowiedzUsuńWszystkie dobrze dają sobie z tym radę, nie widziałam zbyt dużych różnic w ich działaniu Justyna:)
UsuńBardzo lubię maski z dodatkiem węgla, ale tych z Bielendy jeszcze nie stosowałam.
OdpowiedzUsuńMoże przy najbliższej wizycie w Polsce, skuszę się na kilka z nich :)
A znasz jakieś inne polskie i mogłabyś mi polecić?:)
UsuńNa pewno wypróbuję, jeśli je spotkam :) Moja cera jest tłusta, ale ostatnio oprócz tego się łuszczyła... Na szczęście sytuacja jest opanowana - tak myślę ;)
OdpowiedzUsuńMoja uwielbia się łuszczyć w okolicach nosa i brwi, cyklicznie :D Dziwna sprawa w zasadzie, ale myślę, że mają wpływ na to hormony :)
UsuńW moim przypadku obwiniam raczej suche powietrze (i w domu i na dworze), no i mróz. Najgorzej było właśnie jak było tak strasznie sucho.
UsuńMiałam wszystkie i jako jedne z niewielu mnie nie podrażniły ;)
OdpowiedzUsuńSą bardzo łagodne, bardziej obawiałam się wysuszenia czy ściągnięcia po zmyciu :)
Usuńtestowałam tą winogronową. nawet mi się spodobała :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie pachnie winogronami :)
UsuńNie miałam styczności z tymi maskami, ale wydają się ciekawe i każdy je chwali ;)
OdpowiedzUsuńTakie maseczki są dobre jako ratunek na ostatnią chwilę. Nie są złe, ale bardziej mnie przekonuje wizyta w salonie kosmetycznym na porządniejszy zabieg.
OdpowiedzUsuń