Ubiegły rok obfitował w wiele niespodzianek i pozytywnych zaskoczeń. Prócz tych życiowych, również kosmetyczne i żal byłoby mi nie opublikować jednego, choć bardzo spóźnionego podsumowania. Tym razem jednak postawię na inną formę, będą to moje odkrycia, zupełnie nowe produkty, których nigdy wcześniej nie miałam okazji używać. W innym przypadku, jak się domyślacie, musiałabym zamieścić połowę ulubieńców z zeszłych lat, a wpis przeistoczyłby się w kilkustronicowy, a zależałoby mi, aby była to typowa pigułka, esencja, creme de la creme. Zaczynamy!
ANWEN | MASKA DO WŁOSÓW ŚREDNIOPOROWATYCH
Z niesłuchaną dla mnie radością muszę przyznać, że gdyby przyszło by mi oddać wszystkie produkty pielęgnacyjne do włosów i zostawić sobie tylko jeden, to nie rozstanę się z maską do
włosów średnioporowatych Anwen. W ciągu całego roku zużyłam trzy lub cztery opakowania, ale nie myślcie sobie, że dlatego, że są niewydajne. Po prostu bardzo, bardzo ją lubię i gdybym mogła, to przysięgam, nakładałabym ją co mycie. Z uwagi jednak na zawarte proteiny warto stosować ją raz na tydzień, aby
cieszyć się efektem WOW. To jedyna maska, która gwarantuje
good hair day, przepiękny połysk, gładkość, objętość a zarazem dociążenie...Wybija się spośród tłumu innych produktów, które są w porządku, ale nie zawładnęły moim sercem. Uwielbiam w niej wszystko, od konsystencji po zapach.
Kupicie ją tutaj, aktualnie trwa
walentynkowa promocja -20%, więc możemy przyznać, że nie jestem aż tak bardzo spóźniona z moim wpisem. A na kolejną chyba sama się skuszę :) O wszystkich trzech maskach przeczytać możecie
również tutaj.

ANWEN | OLEJ MARAKUJA DO WŁOSÓW WYSOKOPOROWATYCH
Choć planuję o olejkach osoby wpis, to popełniłabym wielki błąd, gdybym nie wspomniała krótko o
olejku Marakuja spod szyldu Anwen. Aktualnie testuję również nowy, miętowy szampon, ale za wcześnie na jego recenzję (choć mam bardzo pozytywne wrażenia). W tym momencie mam już
bardzo długie, prawie do pasa włosy, olejowanie staje się więc nieodłącznym elementem ich codziennej pielęgnacji. Trudno opisać, jak świetny daje efekt w połączeniu z maską, musicie uwierzyć na słowo :) Nawilżone,
dociążone włosy, a także końcówki, lekkość zmywania, to coś, co sprawia, że awansował na mój numer 1. O wszystkich olejkach dopasowanych do porowatości
pisałam tutaj.
SZCZOTKA OLIVIA GARDEN ON THE GO
Ta szczotka, moje Panie, wygrała cały ubiegły rok. W porównaniu do
Tangle Teezer, który, jakby się mogło wydawać, jest najlepszym co może włosomaniaczka (i nie tylko) mieć, wypada o niebo lepiej. Jest bardzo delikatna, nie szarpie włosów,
rozczesuje nawet najbardziej splątane pasma (
kołtuny szalikowe nie są tu żadnym problemem), wszystkie moje koleżanki zakochały się tak samo jak ja. Nieco gorzej radzi sobie co prawda ze zbieraniem włosów do na przykład kucyka, ale nie jest to żaden kłopot. Myślicie pewnie, że jej mycie to koszmar? Otóż nie, choć jeśli zacznie elektryzować włosy, odżywka nałożona na naturalne włosie załatwi sprawę. Warto polować na promocje na Hairstore, czasem sklep wprowadza obniżki lub bezpłatną wysyłkę.
Osobna recenzja tutaj.
MAC, PRO LONGWEAR CONCELAER
W momencie, gdy sieć wrze na temat najnowszego korektora Make up revolution, ja wyskakuję ze starym i dobrze znanym "maczkiem". Muszę przyznać, że zastanawiałam się nad nim bardzo długo i ostatecznie kupiłam go nieco taniej, na strefie bezcłowej. To, co muszę podkreślić, to nie jest mocno kryjący korektor. Miałam okazję się o tym przekonać, gdy nie spałam dobrze od tygodni, a na moje podkrążone oczy dwie warstwy były wciąż niewystarczające. Jednak, to, co jest jego ogromnym plusem, to fakt, że zagruntowany delikatnym pudrem, nie wchodzi w załamania, nie podkreśla zmarszczek, a przede wszystkim jest super trwały.
TUSZ LOREAL VOLUME MILLION LASHES EXTRA BLACK
Z gamy
Loreal przetestowałam już wszystkie, najnowsze tusze i nawet najbardziej polecany dwustopniowy nie sprawdził się tak dobrze, jak dobrze znana wersja
VML Extra Black (klik). Świetnie rozdziela, a przy tym pogrubia i dodaje fantastycznej objętości rzęsom. Nieco podrasowane odżywką prezentują się nie gorzej niż doklejane na pasku. W sieci do zdobycia dużo taniej, za około trzydzieści złotych, przy czym jest bardzo wydajny i nie wysycha tak szybko jak większość maskar. Obecnie mam drugie bądź trzecie opakowanie, a to o czymś świadczy :)
METALICZNE CIENIE MY SECRET
Mam niebywałą przyjemność współpracować z Drogerią Natura, dzięki czemu co jakiś czas otrzymuję paczkę z niektórymi nowościami. Tą drogą przywędrowały do mnie cienie, nad którym pracował Daniel Sobieśniewski (jego piękne prace możecie śledzić
tutaj). Kilka tygodni temu pojawiły się również nowe kolory, w paletkach lub pojedyncze. Są miękkie, kremowe, ale najlepiej nakładać je na lepką bazę, aby uzyskać maksymalnie
metaliczny efekt, który odmieni nawet najprostszy look. Swoje delikatnie wyciągnęłam i złożyłam w jedną, większą paletę Inglota. Idealnie sprawdzą się do makijaży wieczorowych, zwłaszcza, jeśli lubujecie się w bardzo modnych ostatnio,
ciepłych, nawet rudych kolorach.
Pisałam o nich tutaj, jednak od tamtego czasu w szafach My Secret znajdziecie masę, jeszcze piękniejszych kolorów.
PERFUMY
To był zdecydowanie rok perfum, nie ma co ukrywać. Przybyło mi nieco nowych flakoników i planuję więcej (mogę usprawiedliwić się 25 urodzinami, prawda?). Niezmiennie ulubione i przywołujące same dobre wspomnienia to Mon Guerlain, Armani Si, jak również popularne Lancome La vie est belle. Jeśli macie podobny gust, dajcie znać, co może mi się spodobać :) Był też jedne zupełnie nie trafione, YSL Mon Paris, za którymi nota bene szaleje moja przyjaciółka.
PAZNOKCIE
Temat hybryd jest na blogu nawet bardziej popularny, niż włosy, co patrząc na popularność Semilac wcale mnie nie dziwi. W tym roku zachwyciłam się przede wszystkim kolekcją
Business Line, która wciąż przykuwa mój wzrok, gdy wybieram kolory do kolejnego manicure.
Delikatne, stonowane, wyważone odcienie, można by wymieniać tak w nieskończoność. Najbardziej polubiłam się z
220 Nugat Beige, który pokazywałam
już tutaj, jak również z szarościami. Dla ciekawskich, wszystkie wpisu o BL znajdziecie
tutaj. W grudniu natomiast zakochałam się w
połyskliwych, intensywnych i zwracających uwagę lakierach
Platinum, które widziałyście zapewne (a jeśli nie, to
zerknijcie tutaj).
Wkrótce będzie mnie tu nieco więcej, a tymczasem zapraszam na instagram, zwłaszcza
instastories :)