Niewypał od Alverde czyli odżywka z olejem arganowym

28 kwietnia

Niewypał od Alverde czyli odżywka z olejem arganowym

Pamiętacie moje narzekania na Alverdową odżywkę avocado? Niestety, uległam nowości od tejże firmy i dobrych kilka miesięcy temu kupiłam wersję z olejem arganowym i migdałowym.
Wizja pięknie nawilżonych i wygładzonych włosów po same końce skutecznie mnie przekonała.


Jak się okazało nie była to dobra decyzja... Z całą moją sympatią do Alverde muszę przyznać, że jest to jeden z najgorszych kosmetyków o takim przeznaczeniu jakie dane mi było używać.


Użyłam jej tylko kilka razy, ale już przy pierwszym podejściu było wiadome, że się nie polubimy. Przy spłukiwaniu włosy były tępe, podobnie jak konsystencja odżywki. Miałam problemy z rozczesaniem, przy czym ratowałam się odżywką b/s Joanna len i rumianek. Po wyschnięciu moim oczom ukazały się suche, bez życia strąki, które, jak się domyślacie wyglądały okropnie. Były nieprzyjemne w dotyku i bardzo źle się układały. O ile wersja z avocado była zwyczajnie mało nawilżająca, to w tym przypadku ich kondycja uległa zwyczajnie pogorszeniu.


Odżywka kosztuje około 2 euro w drogeriach DM. Posiada naturalny skład bez silikonów oraz znak wegan. Tylko w tym przypadku na nic mi się to zdało ;) Zamierzam kupić czysty olej arganowy, mimo, że jego zawartość tutaj jak widać zupełnie mnie nie przekonała.
 Znalazłam kilka recenzji w sieci i większość była negatywna, więc przestrzegam, zwłaszcza, że szykują się wakacyjne wyjazdy poza granice. 
Rzućcie jednak okiem na wersję z hibiskusem i amarantusem, do których chętnie wracam.

Jeśli jakiś produkt do włosów rozczarował Was podobnie jak mnie, dajcie znać. ;)

O rodzinie produktów do ust Blistex

26 kwietnia

O rodzinie produktów do ust Blistex

Jakiś czas temu otrzymałam naprawdę sporą paczkę produktów do ust marki Blistex, z którą jak dotąd nie miałam do czynienia. Od kilku lat jestem wierną fanką Carmexu i nie widziałam sensu tego zmieniać. Postanowiłam jednak dać szansę konkurencyjnej firmie. Szczerze powiedziawszy, większe zastrzeżenia mam tylko do jednego produktu, ale o tym może poźniej.
Największą ciekawość wzbudził balsam w słoiczku do codziennej pielęgnacji. Głównie dlatego, że podobny produkt mam również z Carmex, jednak dość mocno się różnią. Blistex ma bardziej miękką konsystencję. Pachnie specyficznie, czymś słodkim, waniliowym pomieszanym z... no właśnie, nie potrafię rozszyfrować tej nuty.
Nie daje uczucia chłodzenia czy szczypania w usta. Dobrze nawilża usta i nadaje im ładny, naturalny połysk. Zazwyczaj stosuję go na noc gdy a rano wyglądają naprawdę dobrze. Zawiera witaminę E oraz filtr SPF 15. Pełny skład podlinkuję, gdyż nie chciałam przesadzać z ilością zdjęć :) Koszt to 11zł/ 7ml w sieciach drogerii Rossmann lub Natura.
Kolejnym, całkiem przyjemnym produktem okazał się być balsam do ust Intensive.
Jest to już bardziej specjalistyczny produkt, który ma za zadanie ratować usta w ekstremalnych sytuacjach takich jak pękanie czy opryszczka. Na szczęście nie zostałam ostatnio uraczona pięknym wykwitem na ustach do czego mam skłonności, ale przetestowałam go na rankach i widocznych podrażnieniach.
Ma postać białego kremu, bieli usta. Ewidentnie kojarzy mi się z pastą do zębów przez miętowy zapach i delikatne chłodzenie. Faktycznie goi delikatną skórę, może nie nawilża spektakularnie ale z tym sobie radzi. Będzie bardzo przydatny w przypadku większych problemów.
Zawiera filtr SPF 10 i kosztuje 12zł/6ml. Jest bardzo wydajny, ale być może jest to wynik mojej oszczędności w nakładaniu ze względu na rozjaśnianie ust.
Produktem, który spodobał mi się najmniej jest pomadka Lip Brilliance. Bardzo, ale to bardzo kojarzy mi się pomadkami firmy Avon, które zazwyczaj pojawiają się w okolicach świąt. Wygląda i pachnie praktycznie tak samo. Znajomym kojarzył się również z lekiem, więc nie wiem czy to dobrze ;)
Ma za zadnie nawilżać dzięki zawartości kwasu hialuronowego, witaminy E oraz oleju z pestek winogron oraz podkreślać naturalny kolor ust. Niestety, w lekko metalicznym(?) różowym odcieniu jest mi zupełnie nie do twarzy, mam nawet wrażenie, że wyglądam przekomicznie. Można go stopniować, ale nawet przy jednej, cienkiej warstwie czuję się dziwnie. Trzeba nakładać go z lusterkiem bo na skórze może być dość mocno widoczny.
 Na plus mogę zaliczyć bardzo przyjemny smak, który powodował że dość szybko go zjadałam.
 
Dawał przyzwoite nawilżenie, ale z drugiej strony o wiele lepszy pod tym względem był balsam w słoiczku. Zawiera filtr SPF 15 i kosztuje podobnie jak reszta, 11 zł/3,7g.

Otrzymałam jeszcze dwa balsamy w sztyfcie, ale narazie muszą poczekać, aż część zużyję, a nie chcę żeby się zmarnowały ;)
  
 Myślę, że dwa pierwsze produkty mogę Wam polecić, zwłaszcza osobom, które z jakiś powodów nie lubią kultowego już Carmexu. Niestety, nie dam gwarancji, że specyficzne zapachy przypadną Wam do gustu, ale warto spróbować, choć aktualna aura raczej sprzyja wyciąganiu z kosmetyczki szalonych kolorów:)
Wyniki konkursu Seboradin

24 kwietnia

Wyniki konkursu Seboradin



Chwilę trwało zanim kilkakrotnie zapoznałam się ze wszystkimi zgłoszeniami. 

A było ich aż 300! Cieszę się, że zainteresowanie było tak duże, utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że kosmetyki marki Seboradin bardzo Was ciekawią. 
Nie przedłużając jednak ogłaszam, że poniższy zestaw kosmetyków:

otrzymuje


gratuluję i proszę o kontakt z podanego w formularzu maila :)


Być może całkiem niedługo kolejny konkurs, kto wie! Bądźcie czujni;)

Kremowanie włosów- alternatywa dla olejowania?

20 kwietnia

Kremowanie włosów- alternatywa dla olejowania?

Dziewczyny co rusz wyszukują nowych, innowacyjnych sposobów dbania o włosy. Gdy temat olejowania został już przewałkowany wzdłuż i wszerz poczęto szukać czegoś nowego. Po olejowym serum przyszła pora na kremowanie włosów produktami, których składy są wyjątkowo bogate w oleje. 
Przy wyborze kosmetyku do kremowania warto sprawdzić skład, czy nie zawiera parafiny, silikonów oraz czy zawarte w nim oleje odpowiadają strukturze włosów. Więcej na temat porowatości włosów znajdziecie w tych  wpisach u Czarownicującej.
Tradycyjnie jestem ostatnia jeśli chodzi o tą nowinkę, ale Rossmann jest mi zupełnie nie po drodze, staram się go nawet omijać, gdyż zazwyczaj kończy się jakimś nieplanowanym zakupem. Tak też było z kakaowym masłem do ciała Isana. Zastanawiałam się, co będzie jeśli kosmetyk w tej roli zupełnie się nie sprawdzi, gdyż mam na stanie jakieś 3 masła i 2 balsamy do ciała, o zgrozo. O ile nie więcej...
Kremowania ma swoje zasadnicze plusy, ale żeby nie było tak cudnie oczywiście do czegoś się przyczepię.
Na plus zaliczam fakt, że dzięki tej metodzie mogę w ekspresowym tempie dostarczyć włosom odżywienia i wygładzenia. Po godzinie są miękkie i dobrze się układają, zupełnie jak po oleju. Raczej nie ma co nakładać go na zbyt długi czas, bo może obciążyć.
Masło kakaowe, kokosowe i shea jest odpowiednie do włosów niskoporowatych, czyli takich jakie posiadam. Obawiałam się jak mogłaby zareagować skóra głowy, nie wcierałam go więc w skalp ( tak, tak, wiem, straszne słowo! ;) )
Minusem, podobnie jak w przypadku olejowego serum jest męcząca mnie sztywność włosów tuż po wyschnięciu masła na włosach. Lubię związywać włosy przed myciem, tutaj nie mam takiej możliwości. Niestety, podczas mycia włosy trochę się plączą, co bardzo mnie denerwuje. Problemy może stwarzać również nakładanie go na włosy, polecam zwilżyć włosy przed aplikacją. O wiele łatwiej jest wtedy rozprowadzić kosmetyk na całej długości.
Kremowanie nie wyprze z tygodniowego harmonogramu zwykłego olejowania, ale jest niezwykle przydatne w sytuacjach awaryjnych gdy chce szybko umyć włosy i wrócić do swoich zajęć. Niemniej poszukam jeszcze jednego fajnego kremu do stosowania w tym celu, ale to już będzie typowa zachciewajka :) 
Słyszałam o innych kremach firmy Isana, ale również Anida, do rąk. 

A może znacie jeszcze jakieś?

Wybaczcie dziwną czcionkę, chciałam zmienić na bardziej czytelną a tylko pogorszyłam sprawę :
I co gorsze, nie mogę jej zmienić! 

NOTD: 18

17 kwietnia

NOTD: 18

Niedawne narzekania Ejndzel na facebooku na temat fotografowania morskich lakierów przypomniały mi o zaległych zdjęciach lakieru. Miałam go na paznokciach dobre 4 razy i nigdy nie udało mi się uchwycić jego rzeczywistego koloru. Przeróbka w gimpie również niewiele pomogła...A szkoda, bo odcień na żywo wygląda cudnie! Jest odrobinę neonowy, rzuca się w oczy, przypomina mi kobaltowy lakier Miss Sporty o numerze 310.

W rzeczywistości jest to morsko-zielony odcień. Szkoda, że zdjęcie pokazuje coś zupełnie innego, ale musicie uwierzyć mi na słowo ;)

właśnie zauważyłam literówkę:P
Tym razem chodzi o lakier z głośno polecanej serii Rich Color, która, niestety bardzo mnie rozczarowała. Na moich paznokciach, nawet mimo top coatu końcówki mam starte zaraz na drugi dzień rano, jeśli maluję w godzinach wieczornych. Na plus mogę zaliczyć dobre krycie (nada się do stempli), dwie cienkie warstwy oraz całkiem ładny połysk.

Pędzelek super, płaski i dobrze przycięty.
Koszt to około 7zł/10.5ml. Nie jest to moja ulubiona seria i raczej nie sięgnę po nią więcej.
Prawdopodobnie niedługo pochwalę się efektami kuracji Regenerum, gdyż paznokcie powoli dochodzą do siebie. Co prawda nie mam zbyt dużej ochoty ani czasu ich malować, ale nadrobię to sobie, może wrócę do wzorków;)
Na swatche czekają jeszcze lakiery z wiosennej kolekcji SGGM, ale chyba będą musiały poczekać.

Recenzja: Łagodne szampony: Sanosan, Dermedic chroniący skórę atopową

13 kwietnia

Recenzja: Łagodne szampony: Sanosan, Dermedic chroniący skórę atopową

Zima nie jest moją ulubioną porą roku, zwłaszcza, gdy trwa do kwietnia. Wszechogarniające mnie wysuszenie dawało mi się dość mocno we znaki, co wymusiło na mnie pewne zmiany w pielęgnacji włosów.
W czasie, gdy moja skóra głowy przeżywała swego rodzaju traumę zdecydowałam się zakupić szampon Sanosan. Po wielu zachętach innych blogujących dziewczyn miałam nadzieję, że się nie zawiodę:)


W niekrótkim czasie również została sfinalizowana moja współpraca z firmą Dermedic i tak oto otrzymałam szampon chroniący skórę atopową, czyli coś wybitnie dla mnie, osoby z wrażliwą skórą, skłonną do podrażnień i ranek. Nic przyjemnego.
Zastanawiałam się jak najobiektywniej zrecenzować dwa produkty i wybór jak zawsze padł na porównanie. Będzie krótko i treściwie, mam taką nadzieję:)

Szampon Sanosan kupiłam na stronie doz.pl w cenie około 6zł za 200ml.
skład: Aqua, Sodium Cocoamphoacetate, Glyceryl Oleate, Sodium layroyl Glutamate, Sodium Chloride, Citric Acid, Coco-glucoside, Allantoin, Hydrolyzed Milk Protein, Olea Europea Leaf Extract, Glycerin, parfum, Sodium Benzoate, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Isobutylparaben.
 Pachnie jak typowy zapach kosmetyków skierowany do pielęgnacji skóry małych dzieci. Konsystencja lejąca, ale nie przecieka przez palce. Bardzo ładnie się pieni, zwłaszcza, jeśli zastosuję metodę kubeczkową. Dobrze domywa oleje, nie podrażniając ani nie wysuszając skóry. Po spłukaniu włosy również nie są niemiłe w dotyku i sztywne, ale odżywkę nakładam, ot, standard. Nie obraziłabym się gdyby był bardziej wydajny, ale za tą cenę nie mam zastrzeżeń.

Szampon Dermedic ma zdecydowanie krótszy skład. Konsystencja jest gęsta, odrobinę żelowa. 
skład: Aqua, decyl glucoside, ammonium lauryl sulfate, cocamidopropyl hydroxysultaine, cocamidopropyl betaine, polyquaternium-7, laureth-9, Linum usitatissimum seed oil, citric acid, parfum, potassium sorbate, sodium benzoate.
Pieni się mniej niż Sanosan, również cena jest wyższa, od 12 do 20zł/200ml w różnych aptekach internetowych. Pachnie morsko, całkiem przyjemnie. W obu przypadkach myję włosy dwa razy, skupiając się głównie na skórze głowy, a długość domywam samą pianą. Niestety, w moim przypadku po użyciu delikatnego szamponu skóra głowy przetłuszcza się odrobinę szybciej, ale wynagradza mi to brak podrażnień, wysuszenia i swędzenia.
Przy stosowaniu tego typu kosmetyków warto pamiętać o oczyszczaniu raz na jakiś czas SLESem, gdyż można się w bardzo łatwy sposób dorobić obciążenia i strączkowania, jak ja ;)

Porównując oba sprawują się bardzo dobrze, być może Dermedic sprawdzi się zdecydowanie lepiej przy u osób z łuszczycą i innymi problemami. Zdecydowanie chętniej powrócę do tańszego Sanosanu.

Ps. Widziałyście już nową serię kosmetyków Biovax? *.* 
źródło

Aktualizacja włosów: Kwiecień

09 kwietnia

Aktualizacja włosów: Kwiecień

Zauważyłam dziwną zależność, zawsze, gdy zasiadam do pisania posta z aktualizacją kompletnie nie wiem, o czym wspomnieć. Ale może będzie lepiej, jeśli przemówią zdjęcia a sama opiszę wszystko zwięźle, krótko i na temat.
W okolicach 10 Marca podcięłam włosy, około 3cm ale kompletnie nie wiem ile dokładnie zostało ucięte. Kształt odrobinę zmieniony, tylko boki są delikatnie zaokrąglone.


Co dziwne, włosów nie malowałam ale wyglądają dość przyzwoicie, jednak w innym świetle odcień zdecydowanie się różni. Tutaj pokazywałam jak wyglądają w słońcu gdy kolor jako tako się zmyje.
Trochę niefortunnie się ustawiłam, bo perspektywa może być myląca, ale zdjęcie dobrze oddaje aktualną długość, sięgają do talii, może troszeczkę dalej.


Kto śledzi mnie na facebooku wie, że rozpoczęłam kurację ampułkami Seboradin Forte. Chyba za nadto się cieszyłam z ich kondycji bo zaczęły dość mocno wypadać.
Jak na razie zauważyłam, że dość mocno przesuszają mi skórę głowy, ale jakoś to wytrzymam;)


 Przez najbliższe 1.5 miesiąca posty mogą ukazywać się nieco rzadziej, podobnie z odpowiadaniem na komentarze i maile. Szykuje się bardzo stresujący dla mnie czas a większość wolnego czasu spędzam niestety w książkach.

Miłego dnia!

Kosmetyki do pielęgnacji twarzy + aktualny stan cery

05 kwietnia

Kosmetyki do pielęgnacji twarzy + aktualny stan cery

Coś czuję, że szykuje się wpis tasiemiec...  Postów o pielęgnacji jako takiej jest u mnie mało, bo szczerzę mówiąc, nigdy nie było to nic nadzwyczajnego. Niestety, w wyniku pogarszającego się stanu cery (głównie zaskórniki zamknięte, na policzkach i skroniach) musiałam ponownie wybrać się w Lutym do dermatologa. Ledwo weszłam, a lekarz tylko pokiwał głową i powiedział "Odstawiło się maści, cooo?". Nie mogłam nie przyznać mu racji. Tym razem jednak przypisane zostało mi Epiduo na bazie 0.1% adapalenu oraz 2.5 % nadtlenku beznoilu. Ma za zadanie przede wszystkim złuszczać i oczyszczać skórę. 
Nie jestem osobą wykształconą w tym kierunku, więc wpis będzie miał formę moich przemyśleń i uwag połączonych z recenzją kilku kosmetyków.

O moich początkowych problemach z ogromnym przesuszeniem skóry wspominałam już tutaj.  Teraz jest już zdecydowanie lepiej, podrażnienia nie są tak duże, podobnie jak suche skórki. Epiduo stosuję już bardziej punktowo, głównie na policzki i skronie. Na większe niespodzianki mam również lek na receptę, Perakne.
Całość twarzy na noc traktuję kremem peelingującym Pharmaceris T z 5% kwasem migdałowym oraz sokiem z cytryny. Złuszcza bardzo delikatnie, może odrobinę wysuszać. Zauważyłam ujednolicenie i rozjaśnienie skóry. Przyśpiesza gojenie zmian i mogę pokusić się o stwierdzenie, że ogranicza jej przetłuszczanie się. Trochę żałuję, że nie wybrałam mocniejszej wersji z 10% kwasem, ale z tej jestem zadowolona. Jest dobrym uzupełnieniem kuracji.
KWC- bardzo dobre, pomocne opinie!:)
 Krem ma lekką konsystencję i szybko się wchłania. Ma specyficzny zapach, niekoniecznie przyjemny, czuć w nim cytrynę. Plus za higieniczną pompkę, nie zacina się, dozuje właściwą ilość kosmetyku. 
Krem kosztuje 35zł/50ml i podobnie jak poniższy krem Iwostin wybrałam go sobie do testów od kosmetykizapteki.com. Jeśli klienci są traktowani podobnie jak blogerki (a przypuszczam, że tak właśnie jest!) to szczerze polecam, kontakt jest przegenialny, a obsługa miła i pomocna.
 
  Jeśli więc sprawę złuszczania mamy załatwioną, to przejdę do nawilżania.
Przy wyborze kremu znów kierowałam się wizażowym KWC

można powiększyć:)
Przekonały mi głównie zawarte w nim wg producenta lipidy. Chciałam, aby koił podrażnienia, dobrze nawilżał i nadawał się pod makijaż. I tu się sprawdza. Po jego zastosowaniu skóra jest miękka, ale odrobinę się świeci. Przypuszczam, że nie nadałby się do cer tłustych. Moja mieszana, aktualnie odwodniona dobrze na niego reaguje, nie zapchał mnie.
  Ma dość lekką konsystencję, ale potrzebuje chwili czasu, aby się wchłonąć. Pozostawia delikatną powłokę, ale nie przeszkadza ona w nałożeniu podkładu, mineralnego (Anabelle minerals) czy też płynnego (Pharmaceris kryjący). Ładnie, delikatnie pachnie. Plus za filtr UV choć i tak zazwyczaj nakładam krem Soraya z filtrem 45, ale nie jestem z niego zadowolona szczerzę mówiąc. Poszukam czegoś stricte do twarzy.
Krem Iwostin kosztuje 30zł/50ml czyli cena dość przystępna. Czy wrócę? Nie wiem, zbliża się lato i prawdopodobnie będę poszukiwać czegoś lżejszego, ale nie wykluczam, że kupię gdy ponownie będę przechodzić kurację.

Natomiast pod oczy nakładam krem Ziołolek z opuncją figową. Co prawda 30 lat nie mam, ale wychodzę z założenia, że co skóra przyjmie to, czego aktualnie potrzebuje, zwłaszcza, że skórę pod oczami mam cienką, przebijają duże since. Łatwo również o opuchnięcia i podrażnienia. 
 Mam tylko sporą ilość próbek, ale zachęciło mnie masło shea na drugim miejscu w składzie. Nawilża przyzwoicie, choć trochę się roluje, jeśli nałożę go za dużo, a w tym przypadku lubię akurat przesadzać. Pachnie ziołowo, specyficznie, ale wynika to z braku kompozycji zapachowej.
 Jest śmiesznie tani, kosztuje około 8zł/15ml ale zapewne jest trudny do zdobycia. Próbki chętnie zużyję, ale pewnie będę szukać czegoś innego. 

Wytrwali mogą podziwiać aktualny stan mojej skóry. Nie jest źle, choć widoczne są zaczerwienia i różnie niespodzianki.  Myślę jednak, że niewiele osób może poszczycić się idealną cerą, a większa część kobiet boryka lub borykało się z problemami skórnymi. Ludzka rzecz.
 Tylko kto teraz to wszystko przeczyta, hmm? Usprawiedliwiam się sporą ilością zdjęć;)

Chętnie poczytam o Waszej pielęgnacji, zwłaszcza, jeśli jesteście w podobnej sytuacji jak ja lub miałyście okazję używać któregoś z pokazanych produktów.
Swatche: Róże i wrzosy Smart Girls Get More

03 kwietnia

Swatche: Róże i wrzosy Smart Girls Get More

Post co prawda miał być jutro, a nie dzisiaj, jednak korzystając z okazji, że zrobiłam sobie wolne część swatchy, tym razem będą to róże i wrzosy, pokażę już teraz:)
Całość kolekcji oraz neony mogłyście już obejrzeć całkiem niedawno.


Numer 153 to brudy róż, który na paznokciach wygląda ciemniej niż w butelce. Konsystencja jest dość gęsta i odrobinę smuży. Trzy warstwy przy całkiem ładnym połysku. Ładnie prezentuje się przy bladych dłoniach. Trwałości nie oceniam, gdyż tak jak wspominałam stosuję Regenerum do paznokci. Wykończenie kremowe.

Numer 154 to intensywny róż z odrobiną fioletowych tonów, które w butelce są bardziej widoczne. Również trzy warstwy. O ile nie przepadam za tego typu kolorami, to ten wyjątkowo mi się spodobał. Konsystencja odrobinę za gęsta. Dość długo schnie, wygląda dość "grubo" bez topa się więc nie obejdzie.

Odcień  155 najmniej przypadł mi to gustu. To bardzo jasny wrzos (?) o wykończeniu żelowym i małym kryciu. Na zdjęciu trzy warstwy, które wyglądają nawet ładnie, ale przy moim kolorze skóry wypada dość trupio. Plus za ładny połysk. Schnie w normie.

 
Najbardziej kryjący, trudny do opisania czerwono- różowy odcień o numerze 156 jest odrobinę jesienny w mojej opinii. Kolor nie kojarzy mi się z wiosną, ale uroku odmówić mu nie można. Do pełnego krycia wystarczyły dwie warstwy, konsystencja idealna, nie rozlewał się na skórki ani nie był za gęsty jak wspominany wcześniej 153 i 154.

 

Większa część kolekcji już za nami, pozostało mi pięć lakierów, za jakiś czas więc kolejna część zdjęć;) 
Lakiery Smart Girls Get More są dostępne w sieci Textil Market w cenie około 5zł/5ml.