Używam niedrogich tuszy, co można zauważyć po moich
recenzjach na blogu. Maskara za czterdzieści czy pięćdziesiąt złotych
jest dla mnie abstrakcją, być może
dlatego, że z większości produktów jestem zadowolona, nie oczekuję bowiem
spektakularnych, teatralnych efektów. Chcę,
by rzęsy były przede wszystkim pięknie wydłużone i rozdzielone , mam alergię na
sklejone nóżki pająka. Delikatne pogrubienie i nadanie objętości również jest
mile widziane.
Jak dotąd
niezaprzeczalnymi faworytami były tusze do rzęs:
Hean, Wonder Oriflame oraz ostatnio, podkręcający Wibo. Z ciekawością podeszłam więc do nowości od marki Loreal. Tusz do rzęs Volume milion lashes nie jest Wam obcy, pisano o nim już dużo.
Pierwsze użycie nie było udane, okropnie sklejał
rzęsy, przy czym chwilami nie pomagało rozdzielanie czystą szczoteczką. Dałam
mu więc dwa tygodnie urlopu z nadzieją, że trochę zgęstnieje. Tak też się
stało, ale czy produkt powalił mnie na kolana? Powiem szczerze, że nie, myślę, że po części dlatego, że ma on za
zadnie głównie pogrubiać, a nie wydłużać. Po dwóch miesiącach nie jest suchy, a gdyby tak się stało, uznałabym to za ogromny
minus. Kwiatowo, dość intensywnie pachnie.
Szczoteczka jest spora, silikonowa, taka, jaką preferuję.
Czerń jest głęboka i nasycona, zgodnie z obietnicą producenta. Nie kruszy się,
ale miałam wrażenie, że pod koniec dnia oczy były lekko poirytowane. Nie działo się tak zawsze, ale warto o tym
wspomnieć. Nie do końca przekonuje mnie efekt, jaki daje. Rzęsy, mimo rozdzielenia czystą szczoteczką i tylko jednej warstwy są widocznie sklejone. Widoczne jest wydłużenie rzęs, ale ich zlepienie niszczy wszystko, pokusiłabym się o stwierdzenie, że mają mniej objętości niż wcześniej...
Tak naprawdę, czego powinnam wymagać od tak drogiego dla
mnie kosmetyku? Czego oczekujecie od tuszy powyżej czterdziestu złotych? Cieszę
się, że miałam okazję go przetestować, ta mała, kosmetyczna przygoda nauczyła
mnie, że równie dobrze, a czasem nawet i lepiej sprawdzają się u mnie produkty
z niżej półki.
Kurcze, faktycznie trochę skleja rzęsy :(
OdpowiedzUsuńJa nie do końca lubie plastikowe szczoteczki w tuszach :(
OdpowiedzUsuńNie lubię silikonowych szczoteczek. Miałam kiedyś to starsze wydanie złote i szału tez nie było. Nienawidzę poskldjanych rzęs. Nie ma nic gorszego.
OdpowiedzUsuńjak na tą cenę to efekt nie ciekawy. :)
OdpowiedzUsuńło matko, klasyczny wyłysacz rzęs.
OdpowiedzUsuńJa właśnie testuję tusz lOreala i mam co do niego mieszane uczucia :(
OdpowiedzUsuńMoim ulubieńcem od kilku lat jest Max Factor False Lash Effect (wersja czarna podstawowa). Mam długie, ale rzadkie rzęsy, w większości tuszy pogrubienie rzęs polega właśnie na sklejeniu ich po kilka przez co wydają się jeszcze rzadsze. MF jako jedyny je ładnie rozdziela. Dodatkowo się nie kruszy i nie osypuje. Też jest dosyć drogi (50 zł), ale jeśli trafisz na promocji to polecam wypróbować:)
OdpowiedzUsuńfuj fuj :((
OdpowiedzUsuńTeż kupuję tanie tusze, mam na tyle krótkie rzęsy, że nawet taki produkt za 100 zł nie uczyni cudów ;))
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie wyrobiłam sobie o nim zdania, czekam właśnie aż trochę zgęstnieje ;)
OdpowiedzUsuńMiałam go i faktycznie jest do niczego. Zawsze i tak wracam do Maybelline colossal volum express 100%black.
OdpowiedzUsuńrzeczywiście trochę posklejał ci rzęsy :( nie podoba mi sie efekt, wole bardziej teatralne rzęsy ;3
OdpowiedzUsuńwłaśnie skończyłam tusz tusz loreal telescopic. efekt bardzo przypominał ten na Twoich rzęsach, wszystko ok ale bez szału
OdpowiedzUsuńi bez tuszu Twoje rzęsy prezentują się pięknie :)
OdpowiedzUsuńRzęsy to ty masz piękne :) a nie zawsze tańsze oznacza gorsze, faktycznie czasem tusze z nizszej polki sa lepsze niz te z wyzszej :)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam tusze, które wydłużają, a zarazem pogrubiają... ;)
OdpowiedzUsuńMoim ulubionym tuszem poki co jest żółty Maybelline ;))
OdpowiedzUsuńEfekt na oku nie bardzo, wygląda jakby Ci rzęs ubyło, a przecież nie o to chodzi ;)
OdpowiedzUsuńU mnie dużo ładniejszy efekt dają tusze z niższej półki cenowej, więc się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńno lipka ;/
OdpowiedzUsuńsilikonowe szczoty właśnie tak sklejają rzęsy ;/
OdpowiedzUsuńteż go miałam, i też nie byłam zadowolona.
OdpowiedzUsuńmam tusz z hean (srebre opakowanie z fioletowym napisem) - ma wydłużać i odżywiać rzęsy i zdecydowanie spełnia obietnice! nei wiem czy pisałaś o tym samym, ale polecam. kosztuje chyba 10 zł.
a co do tuszy ze średniej półki cenowej, oczekuje przede wszystkim tego, że będą zgodnie z tym, co producent obiecuje :) jak kupuje tusz pogrubiający, to chce żeby każda rzęsa była pogrubiona, i tyle. efekt ma być mocny, a nie delikatny, a szczoteczka najlepiej klasyczna, bez zbędnych udziwnień. polecam tusz z bourjous - czarny ze złotą nakrętka za ok 45 zł :) uwielbiam go. od lat!
ja też nie cierpię, jak tusz skleja rzęsy. wolę gdy je rozdziela niż jakoś spektakularnie pogrubia. :)
OdpowiedzUsuńMnie hean na kolana nie powalił... Tego nie miałam, ale jakoś już nie czuję potrzeby jego testowania po Twojej recenzji :-) Ostatnio z kolei weszłam w posiadanie jednego czarnulka z MNY i żywię co do niego duże nadzieje :-) Pozdrawiam :-*
OdpowiedzUsuńo matko ja nie wiem, blogerki czesto dodaja takie zdjecie umalowanych okropnie rzes zeby cos pokazac.. jak nieudolnym trzeba byc zeby byle jakim nawet chłamem pomalowac rzesy w ten sposob? a zygzakowaty sposob nakladania to gdzie? zeby nalozyc tusz w ten sposob to chyba trzeba by to robic palcem albo jakims patykiem.. ja przetestowalam naprawde sporo tragicznych tuszy, nawet takich byle jakich ze straganu na ulicy no ale takiego efektu nie uzyskalam nigdy, chocbym nie wiem jak sie starala. nie ma takiego tuszu ktorym (porzadnie nalozonym) uzyskamy przedstawiony wyzej efekt i nikt mi nie powie ze jest inaczej :)
OdpowiedzUsuńU mnie w tym momencie panuje żółte wibo i chyba zostanie na dłuugo. Nie ma co eksperymentować, skoro jest dobry i tani. :)
OdpowiedzUsuń