Ulubieńcy grudnia | Bourjois, Ikarov, Max Factor, Pierre Rene

29 grudnia

Ulubieńcy grudnia | Bourjois, Ikarov, Max Factor, Pierre Rene


Za namową Agu postanowiłam uaktualnić nieco zapomnianą serię ulubieńców. Co zachwyciło mnie w grudniu? Trochę kolorówki, jeszcze mniej pielęgnacji. Wszystko jednak warte polecenia :)


Aktualnie posiadam trzy odcienie, natomiast planuję nieco rozszerzyć moją kolekcję. Nie dziwię się zachwytom na blogach: to najlepsza, najbardziej trwała szminka, jaką miałam okazję używać. Na ustach praktycznie niewyczuwalna, nie wysusza. Minusem jest cena, ponad 30 złotych w sklepach internetowych, ale jeśli przemawiają do Was matowe usta to jak najbardziej polecam. Na blogu pojawią się jeszcze nie raz.

Wciąż ulubiona odżywka do rzęs, nie powodująca przykrych skutków ubocznych. Aktualnie rzęsy są w super kondycji, nie wypadają, po wytuszowaniu wyglądają jak sztuczne. 


SLEEK, PALETA DO BRWI (cień i wosk, odcień light)
Całkiem przyjemna paletka do stylizacji brwi, z jednym, małym minusem. Odcienie są nieco zbyt ciepłe, ale jako, że wypełniam tak na prawdę niewiele, mogę przymknąć oko. W klasycznej kasetce Sleeka z lusterkiem znajdziemy również dwa pędzelki o mini pęsetkę, która niestety, jest nieco zbyt tępa. Praktyczna na wyjazdy, zajmuje mało miejsca.

MAYBELLINE, COLOR TATTOO, (odcień 100, barely beige)
Rozświetlający cień w kremie od dawna jest podstawą mojego makijażu. Posiadaczki wiecznie podkrążonych oczu zrozumieją ;) Świetnie utrzymuje się w wewnętrznym kąciku oka, drobinki nie migrują po twarzy. Aktualnie już niedostępny na allegro, nad czym ubolewam.


IKAROV, OLEJEK Z PESTEK BRZOSKWIŃ 
Zupełna nowość, która okazała się strzałem w dziesiątkę. Stosowany na noc wchłania się szybko, nie zapycha skóry, nawilża i uzupełnia barierę lipidową. Dobrze sprawdza się również pod oczy. Olejki to jeden z moich ulubionych sposobów ochrony skóry przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi, w zimie bowiem często dokucza mi nieprzyjemne ściągnięcie i wysuszenie.

SECHE VITE, WYSUSZACZ- NABŁYSZCZACZ DO LAKIERU
Mimo delikatnego kurczenia lakieru i gęstnienia przyznaję mu najwyższą notę. Na dłuższą metę równie dobrze sprawdzał się u mnie Essie good to go, jednak wciąż powracam do Seche Vite. Efekty możecie zobaczyć w moim ostatnim poście paznokciowym.


Kosmetyków tej firmy mam niewiele, ciężko określić dlaczego. Po przygodach z Essence oraz całkiem dobrym Maybelline w słoiczku postanowiłam spróbować czegoś innego. Sporym plusem jest fakt, że w tym przypadku dołączony mamy całkiem porządny pędzelek. Czerń jest nasycona, konsystencja idealna, nie ma problemu z narysowaniem kresek. Trwałość na plus. Jestem bardzo zadowolona.

MAX FACTOR, MASTERPIECE MAX
Kolejny z droższych tuszy, które miałam okazję przetestować. Wąska, silikonowa szczoteczka rozdziela i wydłuża rzęsy. Dobrze pogrubia, początkowo standardowo sklejał niemiłosiernie. Nie wiedzieć czemu czasem odbija mi się na górnej powiece, mimo zagruntowania jej cieniem, choć może to wina długości moich rzęs. Jest dobry, jednak jeśli miałabym wybierać, to zdecydowanie wróciłabym do wersji False lash fusion.

NOTD | Świąteczne paznokcie

26 grudnia

NOTD | Świąteczne paznokcie


Z jakim kolorem kojarzą Wam się święta? Mi niezmiennie z czerwonym i złotym. Czemu by więc nie zrobić paznokci w takiej tonacji? Cieniowanie brokatem to moje pierwsze podejście, choć samo zdobienie nie jest trudne, ale całkiem efektowne.



Dwie warstwy czerwonego lakieru w chłodnej tonacji plus złoto OPI, po które sięgam niezmiernie rzadko, o wiele lepiej czuję się w srebrze. Przy cieniowaniu paznokci brokatem polecam zacząć od cienkich warstw, po czym stopniowo dokładać, łatwo o przesyt i brzydką plamę ;) 


Dla większego połysku i trwałości całość pokryłam top coatem Seche Vite. Mój Essie Good to go po ponad roku od zakupu powoli odmawia współpracy.

Miłego leniuchowania :)


Pielęgnacja | Organique: enzymatyczny peeling z ziołami, biała glinka

21 grudnia

Pielęgnacja | Organique: enzymatyczny peeling z ziołami, biała glinka


Z marką Organique miałam okazję zapoznać się tylko i wyłącznie dzięki pudełkom Shinybox. Wciąż wspominam genialny korzenny żel pod prysznic, który testowałam jakiś rok temu. Po części rozumiem więc zachwyty, a polecana maska anti-age wciąż mnie kusi. Jedyne, co mnie zatrzymuje to spora cena, jak w przypadku większości tych kosmetyków. Na ten moment posiadam jednak dwa produkty, nieco zapomniane, bo zostawiłam je w domu ;) Powrót na święta jednak przypomniał mi, że warto o nich wspomnieć.


Glinka biała jest klasyfikowana jako jedna z najdelikatniejszych, polecana do cer wrażliwych i delikatnych. Ma działanie oczyszczające, kojące zaczerwienienia. Przy mojej mieszanej skórze sprawdza się dobrze, nieco łagodzi i matuje stany zapalne. Warto wspomnieć, że glinki działają tak długo, jak są wilgotne, należy więc pamiętać o spryskiwaniu ich wodą termalną lub zwyczajnie sięgać po nie podczas kąpieli. Zdarzało mi się również dodawać kwas HA lub olejki do rozrobionej już emulsji.


Nieco większą uwagę zwrócę na ogromnie chwalony peeling enzymatyczny z ziołami. Cena wysoka, 76 złotych i sporo tytułów Mój Hit na KWC. Oczekiwania były więc wysokie. Podobnie jak glinka skierowany jest do cer wrażliwych. Działanie złuszczające oparte zostało na enzymów papai i ananasa a także kwasów owocowych.


Peeling ma postać gęstej kremu, niemalże pasty. Świetnie złuszcza i odświeża cerę, choć za każdym razem miałam wrażenie, że skóra jest nieco podrażniona po jego zastosowaniu, co jest nieco dziwne. Nie polecam więc trzymać go zbyt długo na twarzy. Na ten moment równie dobrze sprawdza się u mnie mój ulubiony marki Organic shop i raczej to przy nim zostanę. Zwłaszcza, że kosztuje 12 złotych, choć na Organique nie mogę powiedzieć zbyt wiele złego ;)



FACEBOOK | INSTAGRAM | BLOGLOVIN
Kultowy bronzer | The Balm, Bahama Mama

17 grudnia

Kultowy bronzer | The Balm, Bahama Mama


Nigdy nie byłam specjalnia fanką modelowania twarzy, o czym wielokrotnie wspominałam. Bardzo długo nie potrafiłam obsługiwać tego typu kosmetyków, wolałam więc uniknąć makijażowej wpadki, które często widać na ulicach. Z czasem jednak powoli przekonałam się do rozświetlaczy, a później bronzerów. Na blogach i youtube najczęściej przewijał się bronzer The Balm, sądziłam jednak, że nie jest to produkt dla mnie.


Ostatecznie jednak od prawie dwóch miesięcy zostałam jego posiadaczką i jako kompletny laik w tym temacie napiszę o nim kilka słów. To, co przyciąga wzrok to charakterystyczne opakowanie, osobiście bardzo mi się podoba, ale usłyszałam, że wygląda jakby miało czterdzieści lat. Coś w tym jest ;)

W papierowej kasetce zamykanej na magnes znajdziemy lusterko i 7.08g bronzera. O co tak naprawdę tyle szumu? O odcień, piękny, chłodny, bez pomarańczowych tonów, wyjątkowo więc uniwersalny. Do tego jest całkowicie matowy. Co mnie jednak przeraziło, to intensywność, jest dość ciemny, przez  co raczej nie polecałabym go osobom początkującym. Sama bardzo się pilnuję przy jego aplikacji.


Na szczęście produkt świetnie się nakłada i rozciera, bez plam. Efekt można stopniować, choć ja przy mojej bardzo jasnej karnacji staram się nie przesadzać. Gdy zależy mi na mocnym konturowaniu nakładam go Hakuro H14, a granice często rozcieram dużym, puchatym pędzlem.


Sfotografowanie go na twarzy okazało się jednak niezmiernie trudne, pozwólcie więc, że podlinkuję recenzje koleżanek po fachu: Agu, Candy Killer. Miałam go jednak na zdjęciu w ostatniej recenzji Bourjois.
Jedynym minusem jest cena, ponad pięćdziesiąt złotych, jednak produkt pyli w nieznacznym stopniu i jest bardzo wydajny. Pierwsze spotkanie z The Balm oceniam na plus :) Teraz z chęcią przetestowałabym równie znaną Mary-Lou.


Produkt pochodzi ze strony ekobieca.pl

Termoloki na długich włosach | BaByliss PRO, termoloki ceramiczne BAB3021E

14 grudnia

Termoloki na długich włosach | BaByliss PRO, termoloki ceramiczne BAB3021E


Po moich ostatnich testach sprzętu BaByliss PRO, jakim była lokówka stożkowa przyszedł czas na inny sposób stworzenia na głowie pięknych loków. Dziś kilka słów o termolokach tej samej firmy, które mogą okazać się być świetnym prezentem na święta, choć niekoniecznie.


W zestawie znajdziemy:
  • 8 dużych wałków
  • 6 średnich wałków
  • 6 małych wałków
  • 20 klipsów motylkowych
  • 20 igieł metalowych


przy czym sądzę, że klipsy powinny być zdecydowanie lepszej jakości, za słabo trzymają włosy, są bardzo delikatne. 


Każdy ceramiczny wałek pokryty jest aksamitem, a lampka kontrolna w jednym z wałków zmienia kolor na biały około 5 minutach dając znać, że są już dostatecznie nagrzane. 


Termoloki poleciłabym osobom posiadających średniej długości i gęstości włosy, lub posiadających wprawę w nawijaniu wałków. Mi samej ciężko jest odpowiednio naciągnąć pasma od skóry, a jest to niezmiernie ważne, aby uzyskać zwiększoną objętość. Warto również zwrócić uwagę na podatność włosów na skręt, przy moich potrzebuję na prawdę dużego utrwalenia. Dzięki różnym rozmiarom wałków można uzyskać bardzo naturalny efekt, nad którym warto się czasem pomęczyć ;)


Sprzęt pochodzi ze strony hairstore.pl i miałam możliwość wypróbowania go w ramach współpracy. Aktualnie trwa na nie promocja, z 300 na 225 złotych.


Zgrany duet Bourjois | Podkład korygujący 123 Perfect, korektor healthy mix

09 grudnia

Zgrany duet Bourjois | Podkład korygujący 123 Perfect, korektor healthy mix


Jesień i zima to nienajlepszy czas dla mojej skóry. Z tłustej przeradza się we wrażliwą, miejscami przesuszoną, zwłaszcza na policzkach. Minerałów używam więc zazwyczaj tylko do wykończenia makijażu, rozejrzałam się za produktami nawilżającymi. Marka Bourjois była mi jak dotąd zupełnie obca, tym bardziej ciekawa byłam jak sprawdzi się u mnie gorąco polecany przez inne blogerki korektor Healthy Mix oraz jedną z nowości, podkład korygujący 123 Perfect.


Na podkład skusiłam się ze względu na bardzo dobre recenzje na wizażu. Według producenta dzięki trzem pigmentom ma on niwelować cienie pod oczami (choć tutaj go nie nakładam), nadawać świeżość cerze oraz korygować zaczerwienienia. Krycie określiłabym jako średnie, a sama konsystencja jest bardzo lekka i kremowa. Twarz wygląda bardzo naturalnie, nie ma efektu maski, ani płaskiego matu. Nie podkreśla suchych skórek, za co ogromny plus. Jeśli chodzi o trwałość to określiłabym ją jako standardową, ale w przypadku podkładów nawilżających muszę liczyć się z tym, że nie będą one bardzo długo się utrzymywać, o ile nie zagruntuję go pudrem bambusowym lub minerałem. Z tego względu polecałabym go zwłaszcza posiadaczkom suchych lub normalnych cer. 


W porównaniu jednak do Revlon Colorstay w odcieniu 150 buff, który aktualnie jest jeszcze dla mnie ciut za jasny wypada znacznie mniej żółto, co niekoniecznie mi odpowiada. Wielka szkoda, jednak zawsze można sobie poradzić mieszając go z odrobiną innego podkładu. 


Różnicę najlepiej widać to na swatchu. Od lewej kolejno Bourjois-Revlon-Korektor.


Sam wychwalany korektor Healthy mix również przypadł mi do gustu. Jest lekki, nawilżający, delikatnie rozświetla. Nie wysusza okolic oczu. Z moimi podkrążonymi oczami sobie nie radzi, jeśli jednak nie potrzebujecie ekstremalnego krycia to będziecie zadowolone. Miałam wysokie oczekiwania i jestem miło zaskoczona. Odcień numer 51 o delikatnym, brzoskwiniowym zabarwieniu świetnie się sprawdza. 



Szczoteczka soniczna Foreo Luna Mini | Opinia po trzech miesiącach użytkowania

07 grudnia

Szczoteczka soniczna Foreo Luna Mini | Opinia po trzech miesiącach użytkowania

Od ponad trzech miesięcy miałam okazję testować jeden z najnowszych, szwedzkich gadżetów dostępnych w drogeriach Douglas- soniczną szczoteczkę Foreo Luna w wersji Mini. Jak dotąd nie miałam styczności z takim sposobem oczyszczania cery, a jako, że cena jest, nie ukrywam, wysoka, nieco się wstrzymywałam z opinią. Na ten moment jednak myślę, że mogę już się podzielić z Wami moimi przemyśleniami.


Szczoteczki są dostępne w różnych wersjach (podstawowa, dla mężczyzn, luksusowa oraz dla mini podróżujących do każdego rodzaju cery) oraz kolorach. Dla siebie wybrałam odcień magenta, choć jest on w przypadku urządzenia akurat najmniej ważny, choć, nie oszukujmy się, kobiety to sroki ;)

Tajemnicą jej działania jest opatentowana, technologia soniczna (fale pulsujące 8000 razy na minutę) i silikonowa, hipoalergiczna powierzchnia, które wspólnie mają za zadnie dogłębne oczyszczenie porów oraz usuwanie martwego naskórka.
Na umycie mamy 60 sekund, przy czym po 15 sekundach wibruje ona na moment nieco mocniej, co oznacza, że teoretycznie powinnyśmy zająć się inną częścią twarzy. Zazwyczaj jednak stosuję ją nieco dłużej, ze względu na komfort jej używania, zwłaszcza w miejscach dla mnie problematycznych. Posiada dwie strony: z mniejszymi wypustkami do delikatniejszego mycia oraz większymi, do cery tłustej i mieszanej. Dodatkowym plusem jest fakt, że nie ma konieczności wymiany końcówek jak w przypadku standardowych szczoteczek.
Stosując ją musimy pamiętać o tym, by absolutnie nie używać jej z kosmetykami opartymi na bazie silikonu, glinki czy też peelingi, jak również unikać styczności z alkoholem i acetonem.



Jest całkowicie wodoodporna, do tego nie ma konieczności ciągłego jej ładowania, godzinne podłączenie do sieci wystarcza na 300 użyć. Urządzenie jest objęte dwuletnią gwarancją producenta i dziesięcioletnią quality- gwarancją, co oznacza, że w przypadku jakichkolwiek wad po dwóch latach stosowania mamy możliwość zakupu nowej o 50% taniej.

Jakie zmiany zaobserwowałam po trzech miesiącach?
Przede wszystkim zdecydowanie lepsze oczyszczenie skóry. Jeśli na jakiś czas odstawiłam Foreo i myłam skórę samym żelem Physiogel, mogłam po krótkim czasie zauważyć większą ilość nieprzyjaciół. Pory są zwężone, a cała cera bardziej gładka, jędrna i jednolita. Dodatkowo, nie ma potrzeby wykonywania aż tak często peelingu, a wszelkie kremy zdecydowanie lepiej się wchłaniają.
Największym minusem jest oczywiście cena wynosząca 500zł. Na ten moment nie mogłabym pozwolić sobie na jej zakup, tym bardziej cieszę się, że miałam okazję ją przetestować.


O Foreo możecie przeczytać również u:
Trochę inaczej | Garnier Neo, intensywny antperspirant

04 grudnia

Trochę inaczej | Garnier Neo, intensywny antperspirant

Jedną z ostatnich nowości Garnier jest innowacyjny antyperspirant w formie suchego kremu. Przyznam szczerze, że byłam wyjątkowo zainteresowana głównie ze względu na formę jego aplikacji. Jak dotąd od kilku lat jestem wierna preparatom w kulce marki Adidas.

Skład: Aqua / Water, Aluminum Chlorohydrate, Dimethicone, Isopropyl Palmitate, Talc, Cera Alba / Beeswax, Arachidyl Alcohol, Parfum / Fragrance, Zinc Gluconate, Arachidyl Glucoside, Hydroxypropyl Starch Phosphate, Phenoxyethanol, Steareth- 100/Peg-136/Hdi Copolymer, Peg-100 Stearate, Behenyl Alcohol, Caprylyl Glycol, Perlite, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Glyceryl Stearate.

Jak to ostatnio często bywa, producent zapewnia o długotrwałym działaniu, 80% substancji pielęgnacyjnych oraz braku alkoholu, co mnie akurat cieszy, ze względu na częste podrażnienia po depilacji. Mojego testu jednak niestety nie zdał. O ile na co dzień radzi sobie całkiem nieźle, to podczas większej aktywności fizycznej nie spełnia swojej podstawowej funkcji.


Gdy nałożymy go za dużo trudno się wchłania. Zauważyłam również delikatne białe ślady na ciemnych ubraniach. Nakładanie go na skórę jak i zapach jest przyjemne, wersja Soft cotton okazała się być całkiem interesująca pod tym względem. Cena dość wysoka, bo około szesnaście złotych za 40ml, czyli mniej niż standardowo. Można go dorwać jednak na wszelakich promocjach.

Podsumowując: miało być pięknie, wyszło jak zawsze ;)

Aktualizacja włosów | grudzień

03 grudnia

Aktualizacja włosów | grudzień

Przez ciągły brak światła długo zwlekałam z kolejną aktualizacją, a wystarczyło przecież zrobić zdjęcie z fleszem, jak za starych czasów ;) 
Od jakiegoś czasu unikałam tego sposobu, aby uniknąć pewnego przekłamania, jeśli chodzi o połysk, ale porównując z poprzednim wpisem widać, że nie jest to tylko kwestia lampy. Albo tak mi się po prostu wydaje i sobie wmawiam ;)

Kolor naturalny, długość przed pas. Fryzjer daleko, spotkamy się dopiero w okresie przedświątecznym. Ostatni raz podcinałam je w sierpniu, o ile się nie mylę, stąd końce są już przesuszone, zwłaszcza, że regularnie używam suszarki. Co prawda z jonizacją i letnim nawiewem, ale jednak.

kliknij, aby powiększyć do oryginalnego rozmiaru

W tym momencie najbardziej lubię je w takiej wersji, pofalowanej po koczku, choć zbyt długo ten stan się nie utrzymuje. Wróciłam do wcierania Jantaru przed myciem, zabezpieczania olejem na sucho. Szukam nowego szamponu, który nie podrażni ale nie będzie zbyt łagodny i nie obciąży ich dodatkowo. Jakieś pomysły?


Niedziela dla włosów #4 | Garnier, odżywka do włosów gęste i zachwycające

01 grudnia

Niedziela dla włosów #4 | Garnier, odżywka do włosów gęste i zachwycające


Jak już niejednokrotnie ostatnio wspominałam moje włosy dawno powinny zostać nieco skrócone, jednak moją fryzjerkę będę miała okazję odwiedzić dopiero za miesiąc. W sytuacjach, gdy końce są już dość mocno przesuszone zdarza mi się sięgać po produkty na bazie silikonów. Z różnym skutkiem jak ponownie się okazało ;)


Odżywka Garnier gęste i zniewalające pięknie pachnie, ma świetną, gęstą konsystencję ale na tym chyba kończą się jej plusy. Po wysuszeniu włosy były mało wygładzone, obciążone, nie tylko wizualnie, ale wyczuwalne było również przy dotyku. Nawet na zupełnie niezniszczonej długości, którą można zobaczyć na zdjęciu łatwo stwierdzić, że zafundowałam im typowy bad hair day. Pozostało mi związać włosy licząc, że po kolejnym myciu odzyskają życie i objętość.


Wiele tłumaczy skład, kompozycja zapachowa bardzo wysoko, na czwartym miejscu. Długi i mało odżywiający, mogłam się tego spodziewać, choć łudziłam się, że nieco wygładzi ona moje pasma w chwilach kryzysu i paskudnej aury.

Zobacz również:

Niedziela dla włosów #3  | Niedziela dla włosów #2  | Niedziela dla włosów #1 

 

Maybelline podejście pierwsze | Tusz Mega Plush Volum Express

29 listopada

Maybelline podejście pierwsze | Tusz Mega Plush Volum Express


Mimo, że markę Maybelline mogę zaliczyć do całkiem lubianych przeze mnie, to nie przypominam sobie, abym prócz ulubionego eyelinera w żelu i kilku innych kosmetyków sięgnęła kiedykolwiek po tusz do rzęs. Słynne maskary Collosal przez swoją kolagenową formułę nie odpowiadały mi, ale przyszedł czas jednak na test najnowszego produktu reklamowanego jako dodający objętości, a zarazem pielęgnujący.


Innowacyjna, miękka szczoteczka, która powinna dopasowywać się do kształtu oka, nie przypadła mi do gustu. Zdecydowanie bardziej wolę te o sztywnych włoskach, którymi lepiej jest złapać rzęsy przy nasadzie i wyciągnąć w górę. Najbardziej podoba mi się odcień, naprawdę ciemna i nasycona czerń. 


Nie kruszy się i nie odbija, całkiem przyjemnie pogrubia rzęsy, choć może nieco sklejać. Ostatecznie mogę dać mu czwórkę, choć do moich ulubionych mu nieco brakuje. Co do samego działanie pielęgnacyjnego trudno jest mi się wypowiedzieć, ale mogę wspomnieć, że rzęsy nie wypadają ani nie są wysuszone, co zdarzało się przy zdecydowanie tańszych maskarach.



Elegancki Astor | Lakier Pink Fantastic nr 260

25 listopada

Elegancki Astor | Lakier Pink Fantastic nr 260


Nigdy nie byłam przekonana do marki Astor, większość kosmetyków była dla mnie jakby mało przekonywująca do zakupu. Miałam jednak okazję podebrać koleżance jeden z lakierów, a jako, że temat ten lubię, postanowiłam spróbować. Odcienie nude, czerwieni i stonowanego, brudnego różu zawsze dobrze się sprawdzają, zakwalifikowałabym je do eleganckich kolorów, które zawsze wyglądają dobrze. Choć jak wiecie, specjalną fanką czerwonych paznokci nie jestem ;)


W teście wypadł słabo, konsystencja jest rzadka, formułę określiłabym jako lekko żelową. Do całkowitego pokrycia potrzeba aż trzech warstw. Na zdjęciach z top catem Essie. Wygląda ładnie, ale nie skradł mojego serca ;)


POPULARNE


Wishlista | Prawie jak list do Świętego Mikołaja

23 listopada

Wishlista | Prawie jak list do Świętego Mikołaja


Z braku dobrego oświetlenia i czasu na zdjęcia przygotowałam kolejny wpis graficzny, już w świąteczno-zimowym klimacie :) Przejrzałam swoje ostatnie wishlisty i doszłam do wniosku, że ma to sens, bo większą część rzeczy zdobyłam i jestem z nich zadowolona. Miejmy nadzieję, że tu będzie podobnie.


1. Cotton balls, o których przypomniała mi Agu. Od dawna mi się marzą, zwłaszcza w pastelowych kolorach, ale cena jest dość wysoka. W internecie natknęłam się na tutorial, ale potrzebowałabym specjalnych lampek, o szerokim rozstawie.
2. Olejek z marakui, żadna nowość, choć brakuje mi go w mojej jesiennej pielęgnacji. Pisałam o nim tutaj. Pięknie rozświetlał, nawilżał, bez pozostawiania tłustej warstwy. Świetny do cery naczynkowej i delikatnej.
3. Duet szampon i balsam Babuszki Agafii na kwiatowym propolisie, wciąż na liście do kupienia, ze względu na zużywanie aktualnych zapasów...
4, 5. Parowar i waga elektroniczna, która przyśpieszyła i ułatwiłaby mi przygotowywanie posiłków. Jeśli macie doświadczenie zwłaszcza przy punkcie czwartym, dajcie koniecznie znać. Nie bardzo wiem, czym kierować się przy wyborze.
6. Pomadki Bourjois Rouge Edition Velvet, cóż, czy trzeba komuś tłumaczyć skąd mi się to wzięło?;) żałuję jednak, że w palecie brak jest jasnych, mniej neonowych kolorów. Najbardziej jednak przypadły mi do gustu odcienie: Ping Pong, Ole flamingo!, Hot pepper, Frambourjoise, czyli prawie połowa dostępnych.
7. Czytnik ebooków Amazon Kindle, zastanawiam się nad nim już od roku i wciąż nie mogę podjąć decyzji, czy na pewno go chcę i czy na pewno jest to dobry zakup. 
8. Jajeczko EOS, cena również dość wysoka, ale zachwalane właściwości pielęgnacyjne kuszą, zwłaszcza, że aktualnie posiadam niewiele balsamów chroniących usta przed aurą panującą za oknem.


Źródła zdjęć: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7,8
Konkurs Annabelle Minerals | Wyniki!

19 listopada

Konkurs Annabelle Minerals | Wyniki!


Wraz z firmą Annabelle Minerals dziękujemy za wszystkie zgłoszenia, których było bardzo dużo:)
Na kontakt czekam zgodnie z regulaminem, pamiętajcie o kontakcie z tego samego maila, jaki podałyście! :)
kosmetycznealterego(at)gmail.com

Niedziela dla włosów #3

16 listopada

Niedziela dla włosów #3


 Tym razem postanowiłam zrobić sobie małe, relaksujące spa przy pomocy pięknie pachnącego olejku o zapachu cytryny i bergamotki. JOIK to marka, której korzenie sięgają aż zimnej Estonii, stosowanie takich kosmetyków zawsze jest bardzo ciekawe :) Choć według producenta jest on skierowany do ciała (gdzie sprawdza się bardzo dobrze, łatwo się wchłania i nawilża) to kilkakrotnie już zastosowałam go do olejowania.


 Butelka bardzo prosta, bardzo podoba mi się zastosowany tu estetyczny minimalizm. Jest wyposażona w klasyczny spray, ale zawsze najpierw psikałam nieco olejku na dłoń.


Po umyciu włosów zastosowałam jedną z moich ulubionych masek, a konkretniej, Organic shop z jaśminem. 


Olejek bardzo dobrze nawilża przesuszone już końce, jak i całe włosy. W składzie znajdziemy oleje: słonecznikowy i winogronowy oraz naturalne olejki cytrusowy i bergamotowy. Nie jestem pewna, czy przy dłuższym stosowaniu rozjaśniałby włosy, ale z uwagi na cenę około trzydziestu pięciu złotych stosuję go z doskoku, poprawiając sobie humor :)  Warto wspomnieć, że został jest on w 100% naturalny i wykonany metodą handmade.