Aktualizacja włosów: styczeń

30 stycznia

Aktualizacja włosów: styczeń

Zazwyczaj aktualizacje włosowe pojawiały się wraz z początkiem miesiąca, teraz jednak będzie inaczej. Post chciałabym wrzucić już dzisiaj, a nie dopiero w lutym, bo jak wiadomo, wena na pisanie przychodzi, gdy nauki jest najwięcej. Wyczuwam tutaj histeryczne czynności zastępcze ;)

Przechodząc jednak do sedna wpisu, jestem nieco zaskoczona kondycją włosów. Nie podcinałam ich dobre trzy miesiące, nawet końcówek, a tym bardziej nie poprawiałam ich kształtu. Zaniedbałam olejowanie, często zdarzyło mi się je umyć i nałożyć balsam, czy cokolwiek innego. Tak długie były chyba równo rok temu. Wyglądają jednak całkiem nieźle, choć nieco mnie denerwują.
Jaśniejsze końcówki nadal są, od łokci w dół. Za jakiś czas zapewne się ich pozbędę. Włosy nie były farbowanie od kwietnia, co daje dobrych kilka miesięcy spokoju od szamponetek. Są lekko rudawe, ale chłodniejszy odrost ładnie zlewa się z całością.

Na dniach poczynię wraz z koleżankami (pozdrawiam :>) zamówienie rosyjskich kosmetyków, o których wspominałam w ostatnim poście. Nie ma to jak słaba wola i postanowienia noworoczne, aleee chyba trzeba czymś zmotywować się do nauki. Nieprawdaż? :D
Wzmacniamy włosy | Receptury Babuszki Agafii: Syberyjski balsam na łopianowym propolisie

28 stycznia

Wzmacniamy włosy | Receptury Babuszki Agafii: Syberyjski balsam na łopianowym propolisie

Balsam na łopianowym propolisie to kolejna odsłona kosmetyków do włosów Babuszki Agafii. Jak dotąd miałam okazję testować wersję kwiatową, która jest moim niezaprzeczalnym faworytem oraz cedrową. Ta ostatnia zdecydowanie nie wpisała się w moje gusta. 
Przy kompletowaniu ostatniego zamówienia skusiłam się na inną wersję, nieco ryzykując. Okazało się jednak, że zupełnie niepotrzebnie.
Receptura tego balsamu została wzbogacona o tytułowy łopian, organiczny ekstrakt z prawoślazu, oleje kminku i szałwi. Skład został pozbawiony SLS, parabenów i co dla mnie najważniejsze, również silikonów. Za ogromną butlę 600ml przyszło mi zapłacić niecałe 20zł, co jest świetną ceną.
Produkt ma dość gęstą jak na balsam konsystencję i przyjemny, nieco słodkawy zapach. W moim przypadku świetnie sprawdza się nałożony jedynie na kilka chwil, ale również jako wzmacniający kompres. W każdym przypadku byłam zadowolona z efektów. Po jego użyciu włosy są miękkie, sypkie i wygładzone. Nie strączkują się aż tak bardzo, nie plączą. Pięknie błyszczą, mówiąc ogólnie, robi wszystko, co powinien. Jedyne, czego mi w nim brakuje, to nadawania puszystości jak przy wersji kwiatowej (ale jest ona nota bene skierowana do włosów jej pozbawionej). Nie obciąża i nie przyśpiesza przetłuszczania się.
Polecam go posiadaczkom włosów niskoporowatych i raczej zdrowych. Dla innych może okazać się jednak za słaby, ale nawet jeśli tak by się stało, to stanowiłby świetną bazę do wzbogacania.
Wygląda na to, że została mi tylko jedna wersja do spróbowania, konkretniej brzozowa. Angelika ją poleca, a jako struktura naszych włosów jest podobna to myślę, że również byłabym zadowolona. 

Kusi mnie nowe zamówienie rosyjskich kosmetyków, zwłaszcza, że widziałam nowe balsamy BA, maski do włosów i twarzy w saszetkach 100ml ale jak na razie dzielnie trzymam się, powoli ograniczając zapasy. Ciekawe do kiedy ;)

Właśnie doczytałam, że nie są to Receptury, a Bania Babci Agafii.

Shinybox: Styczeń + małe info

25 stycznia

Shinybox: Styczeń + małe info

Kilka dni temu kurier złożył mi wizytę i odebrałam moje najnowsze, styczniowe pudełko Shinybox. Z zawartości jestem średnio zadowolona, najbardziej przypadł mi do gustu olejek Delawell o pięknym zapachu.
Poza nim ekipa postarała się o nową markę, Evree, która, z tego co się dowiedziałam powinna być dostępna w Rossmannie. Obecność pozostałych kosmetyków nie zachwyciła mnie szczerze mówiąc. Być może wyjdę na marudę, ale nie używam baz pod makijaż, a krem pod oczy zastępuję najczęściej serum z kwasem HA. Kredka do oczu Paese cieszyła mnie, dopóki nie zobaczyłam odcienia: granatowego, który ewidentnie mi nie pasuje, a jedynie podkreśla sińce. Szkoda.

W ciągu pół roku w pudełkach Shinybox znalazłam wiele kosmetyków, których nie mogłam przetestować, gdyż albo były niedostosowane do moich oczekiwań, albo aktualnie miałam już otwarty produkt tego typu. Bardzo chciałabym ograniczyć zbieractwo, stąd moja decyzja o zakończeniu współpracy. Boxy to miła niespodzianka, ale zauważyłam, że również dla moich czytelników nie jest to najciekawszy z możliwych tematów. A kto lubił posty tego typu, na pewno znajdzie coś na blogach innych blogerek :))
Nowe minerały | Korektor i rozświetlacz Earthnicity minerals

24 stycznia

Nowe minerały | Korektor i rozświetlacz Earthnicity minerals

Przypuszczam że wiele z Was słyszało o Earthnicity minerals dzięki organizowanej niedawno akcji wyboru blogerek do testów. Sama nie brałam w niej udziału, jednak ze względu na moją miłość do takiej formy produktów do twarzy dwa miesiące temu przywędrowała do mnie paczka z korektorem i rozświetlaczem. Podkłady okazały się niestety stanowczo za żółte, ba, nawet pomarańczowe, postanowiłam więc skupić się na godnych uwagi kosmetykach.
Jak dotąd przetestowałam mały ułamek asortymentu Anabelle minerals ( matujący podkład, korektor, róże poszły w świat) oraz La Rosa, której kosmetyki zupełnie nie spełniły moich oczekiwań, z małym wyjątkiem.
Kosmetyki mineralne świetnie sprawdzają się na co dzień, zwłaszcza latem, jednak nawet przy aktualnej aurze sięgam po nie codziennie. Nie zapychają, pozwalają skórze oddychać. 
Puder Silk Glow light ma prawie białą barwę, jest dobrze napigmentowany ale świetnie się rozciera, nie tworzy placków. Dobrze utrzymuje się na skórze, równo schodzi. Ładnie rozświetla, ale jest to delikatny efekt, fanki tafli raczej nie będą zadowolone.
Korektor Honey ma jasny odcień i widocznie żółte tony. Świetnie kryje wypryski, nie podkreśla suchych skórek. Bardzo dobrze wtapia się w skórę, nie odznacza się. Trwałość również na plus. Ze względu na jego ewentualne właściwości wysuszające nie stosuję go pod oczy.
Wbrew pozorom 2,5 oraz 1gram to bardzo dużo, stosuję je codziennie i ubytku nie widać, co mnie cieszy. Czy kupię? Raczej nie, ale używanie ich jest dla mnie przyjemnością. Ciekawią mnie produkty Lily Lolo, ale nie miałam możliwości zmacania na żywo :)
 Denerwuje mnie jednak brak zatyczki do sitka, jest to bardzo uciążliwe w podróży, gdy wysypuje się stanowczo zbyt duża ilość produktu.
Swatche z dedykacją dla Candy :D od lewej: rozświetlacz i korektor, po prawej podkład AM w odcieniu golden fairest dla porównania.
Odbiegając od tematu, chciałabym polecić Wam youtubowy kanał Dressed in mint. Jest przesympatyczna, nagrywa ciekawe filmiki z dbałością o estetykę. Jedyny plus choroby to nowa twarz w subskrypcjach ;)

W przerwie...

17 stycznia

W przerwie...

od nauki, która zabiera mi całe dnie, nie mówiąc o jakimkolwiek czasie wolnym krótki wpis o dwóch nowościach, w tym jednej blogowej legendzie. O Maybelline color tattoo myślałam już w trakcie promocji -40% w Rossmannie, ostatecznie jednak kliknęłam go w sklepie internetowym za około 9zł. Jak na razie odczucia mam bardzo pozytywne, choć nie bardzo mam co podkreślać jeśli chodzi o brwi, które czekają na gruntową regulację i poprawę kształtu przez koleżankę :) Odcień to oczywiście Permanent Taupe.
Trwałość jest na prawdę świetna i żałuję, że w sklepie dostępne są same bardzo brokatowe odcienie.
A żeby nie było tak słodko, jakiś czas temu kupiłam również szminkę L'oreal Rouge Caresse w odcieniu Impulsive fuchsia. Bardzo przypomina mi pomadki Celii, kolor okazał się jednak nietrafiony. Wydaje mi się, że ma za dużo fioletowych tonów (?) i wyglądam na chorą. A szkoda. Dobrze, że nie wydałam na nią standardowej ceny.

Za wszystkie studentki trzymam kciuki, a uczniom, którzy rozpoczynają ferie szczerze zazdroszczę:)
Nowa kuracja do skóry głowy- ampułki z placentą.

10 stycznia

Nowa kuracja do skóry głowy- ampułki z placentą.

Ampułki do skóry głowy to jeden z kosmetyków, po które sięgam minimum raz w roku, zazwyczaj jednak motywacją do zakupu jest sezonowa utrata włosów bądź walka o przyrost, która teraz już mnie nie absorbuje tak bardzo. Po długim, bo prawie czteromiesięcznym wypadaniu chciałabym dorobić się burzy baby hair.
Tym razem nie sięgnęłam jak zawsze po produkt marki Radical, a chwaloną przez Anwen placentę (5%). Przypuszczam, że sprzedawcom obroty skoczyły o dobre kilkanaście procent;)
Obszarem testowym również będzie moje małe zakole, które niespecjalnie mi przeszkadza, ale dobrze będzie widać na nim konkretne efekty działania ampułek. Strasznie irytuje mnie opakowanie, które ciężko otworzyć. 6 ml wystarcza mi na dwa użycia, połowę przelewam wiec do szczelnego opakowania po innym produkcie.
Jak na razie mogę powiedzieć jedynie tyle, że w połączeniu z masażem włosy stają się szybciej nieświeże, ale liczyłam się z tym. O efektach napiszę za miesiąc lub dwa, gdy tylko zauważę efekty.
Swoje opakowanie kupiłam na allegro w cenie około 35 zł w tym przesyłka.
Ulubieniec w pielęgnacji twarzy | Olejek z marakui

04 stycznia

Ulubieniec w pielęgnacji twarzy | Olejek z marakui

Jeszcze na wakacjach trafiłam na artykuł dotyczący genialnych właściwości olejku z marakui i zapragnęłam go mieć, mimo, że nigdy nie byłam wielką zwolenniczką takiej formy pielęgnacji twarzy. Skutecznie przekonała mnie jednak informacja, że posiada on aż dwukrotnie silniejsze właściwości antyoksydacyjne niż stosowany przeze mnie argan. Dodatkowo, wydałam wojnę moim zaczerwienionym policzkom i pękającym naczynkom, a zgodnie z opisem jest to produkt idealny, właśnie dla mnie.
Jakie jeszcze właściwości posiada olejek z markui?
I tak na prawdę z każdym punktem mogę się zgodzić. Jest to pierwszy olejek, który daje u mnie widoczne efekty. Po zastosowaniu na noc skóra jest ukojona, nawilżona i rozświetlona. Po dwóch miesiącach stosowania mogę powiedzieć, że również rozszerzone naczynka nieco zbladły. Dodałam go również do mojego serum pod oczy z kwasem HA. Nakładając go mam wrażenie, że robię coś dobrego dla swojej skóry. 
Jest lekki i szybko się wchłania, choć nie pozostawia skóry matowej. Bardzo wydajny. Mój, firmy Planeta Organica jest w 100% organiczny i posiada delikatny zapach. Za buteleczkę 30ml z pipetką zapłaciłam około 35zł, ale przypuszczam, że kolejnym razem zamówię produkt firmy Avebio, opłaca się dużo bardziej.

Ciekawi mnie jeszcze olejek z zielonej kawy, ale od nowego roku obiecałam sobie ograniczyć robienie zapasów ;) A poza tym, byłam pewna, że dziś jest piątek.
NOTD: Ulubione

02 stycznia

NOTD: Ulubione

Nowy rok rozpocznijmy od czegoś przyjemnego, a będzie nim mój nowy, nudziakowy lakier, który zebrał ogrom komplementów od koleżanek. Zdecydowanie lepiej prezentował się u Oli,
u której go podpatrzyłam jakiś czas temu i jej zdjęcia bardzo pomogły mi w wyborze. Przez ostatni czas malowałam nim paznokcie na okrągło:)
Deni Carte to marka zupełnie mi nieznana i pewnie gdyby nie ona pewnie nie zdecydowałabym się na wybór czegokolwiek.
Numer 312 to niebywale elegancki, stonowany odcień beżu, z dość dużą ilością różowych tonów. Dość ciemny w porównaniu do Eveline 496. 
Trochę smuży, ale wystarczą dwie warstwy. Bardzo ładnie błyszczy, na zdjęciach z top coatem Essie, ale nie ma zbyt dużej różnicy. Posiada wygodny, gruby pędzelek. Dobrze się utrzymuje. Za cenę około 6zł/10ml to dobry zakup. Szkoda, że tak ciężko dostępny, a paleta na stronie nie uwzględnia wykończeń lakieru.

Ostatnio naszła mnie ochota na zmianę kształtu paznokci na migdałki, o ile na żywo wygląda to jako tako to na zdjęciach zupełnie mi się nie podoba :<