06 marca

Powrót do przeszłości | Garnier, regenerujące mleczko do ciała z syropem z klonu

Wszelkiego rodzaju mleczka i masła do pielęgnacji skóry ciała to produkty, których mam zawsze najwięcej, a używam stanowczo za rzadko patrząc na wszechobecne przesuszenie, bez względu na porę roku. Powiedzmy sobie szczerze, spora część osób nie znosi nudnej czynności smarowania i wcierania ;)
Szeroko reklamowany w prasie i telewizji balsam do ciała Garnier nie jest jednak dla mnie nowością. Dobrych kilka lat temu uległam i zakupiłam sporą butelkę 400ml na wypróbowanie. Czy moja opinia na jego temat zmieniła się przez ten czas? Nie, gdyż patrząc na jego właściwości producent nic nie ulepszał. Nadal uważam, że to przyzwoity kosmetyk, choć nie mój osobisty faworyt.
Produkt rekomendowany jest do bardzo suchej, podrażnionej skóry pozbawionej elastyczności. Jak sama nazwa wskazuje ma konsystencję mleczka, nie jest więc zbyt bogaty w konsystencji, dzięki czemu szybko się wchłania bez tłustej warstwy, nie lepi i nie pozostawia śladów na ubraniach. Ma specyficzny, nienachalny zapach, który osobiście przypadł mi do gustu. Kojarzy mi się z raczej zimniejszymi miesiącami.
Działa ekspresowo, ale na dłuższą metę lepiej sprawdzają się u mnie naturalne masła. Koi i nawilża skórę, likwiduje przesuszenie skóry, uczucie szorstkości i ściągnięcia. Przywraca miękkość i komfort. Plus za wydajność i dostępność.
Skład nie jest szczególnie zachwycający ze względu na parafinę, ale obiektywnie rzecz ujmując większość balsamów ją posiada, również tych, które sama używam. Lubię go, ale raczej nie skuszę się ponownie. Przynajmniej nie teraz, nie zdenkowałam jeszcze innych kosmetyków;)

19 komentarzy:

  1. Używałam go kiedyś, ale też nie kupiłam kolejny raz, fajny aczkolwiek nie zniewalający :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam je kilka lat temu i naprawdę fajnie się spisywało :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem jest tragiczny ten balsam. Najgorszy jakie używałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam krem do rąk z tej serii i pamiętam, że popękane dłonie bardzo mnie od niego piekły. Lepiej spisywała się jego różowa siostra ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Osobiście lubię mleczka te w zielonych buteleczkach. Przede wszystkim za to, że coś robią, ale bardzo szybko się wchłaniają.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam sentyment do tego balsamu ze względu na wspomnienia, ale wielkiego szału nie robi. Jest wiele lepszych produktów :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj tak...to mleczko jest naprawdę dobre-wiele lat temu jak miałam bardzo przesuszoną skórę,aż mi się nogi łuszczyły,uratował je w ekspresowym tempie :) no i najlepszy dla mnie krem do rąk też jest z tej serii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się:) Obecnie mam równie dobre specyfiki (mam taką nadzieję;)) na półce ale do czerwonego pana G. zawsze miło się wraca. Również miałam tego typu przesuszenie i tylko on mi pomagał.

      Usuń
  8. uwielbiam ten balsam, kiedyś używałam bardzo często :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Miałam z tej serii krem do rąk, super się sprawdzał :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Uważam, że super natłuszcza suchą skórę. Tam, gdzie mój ulubiony balsam Dove nie daje rady używam własnie ten z Garniera.

    OdpowiedzUsuń
  11. ja nie używałam nigdy i raczej się nie pokuszę

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie dam rady policzyć, ile opakowań zużyłam. Kiedyś bardzo lubiłam, teraz chyba już do niego nie wrócę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. ja polecam balsam Eveline Cosmetics do suchej skóry ( biało- niebieskie-czerwone? opakowanie) ma rewelacyjny skład ( o dziwo! ) i bardzo fajne działanie ;)
    http://52krokidoszczescia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Jest kultowy i powszechnie znany, kupowany..wstyd się przyznać, ale ja nie miałam z nim do czynienia.

    OdpowiedzUsuń
  15. Parafina jest fajna na takie zimowe suchości, ale po jakimś czasie używania takich mało wartościowych balsamów skóra domaga się odżywczego oleju. Trochę mnie zainspirowałaś do wyszukania naprawdę odżywczego balsamu, zawsze zwracam uwagę, czy nie śmierdzi i szybko się wchłania, to byłaby miła odmiana... Obecnie staram się wysmarować dary losu i właśnie przez to niedożywienie skóry dzisiaj smarowałam się właśnie tym garnierem, bo sucha była na wiór. Trzeba się wziąć za siebie :)

    Pochwalę się też, że w ciągu trwającej zimy raczej nie ociągam się ze smarowaniem, nawet mimo delikatności jej przebiegu :)

    OdpowiedzUsuń
  16. miałam go raz w życiu ,ale jakoś nie zagościł na dłużej :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę o niereklamowanie swoich blogów w komentarzach.
Dziękuję!