Annabelle Minerals raz jeszcze | KONKURS

29 października

Annabelle Minerals raz jeszcze | KONKURS


Marka Annabelle Minerals wielokrotnie pojawiała się na blogu, głównie w makijażach lub w moich odpowiedziach na pytania jaki jest mój ulubiony podkład. Moją opinię na temat formuły matującej mogłyście przeczytać tutaj, dzisiaj jednak zapraszam na prezentację odcieni z gamy golden oraz pędzli. Nie zapomniałam również o Was, do wygrania ciekawe kosmetyki, ale o tym na koniec!


Makijaż mineralny cenię głównie za jego niekomedogenność, choć warto wspomnieć, że skład oparty na mice niektórym osobom może niestety nie służyć. Gdy dodamy do tego piękny, naturalny wygląd skóry, szeroką gamę kolorystyczną dla bladych Polek, świetną wydajność i dobrą trwałość otrzymujemy przepis na produkt (prawie)idealny. Prawie, z tego względu, że późną jesienią i zimą jestem zmuszona sięgnąć po podkłady płynne, z reguły gdy skóra jest nieco przesuszona stosuję go jedynie do wykończenia strefy T. Nie wyobrażam sobie jednak ciepłych miesięcy bez niego. Koszt opakowania 10g wynosi 50zł, mniejszego, 4g natomiast 30zł.


Aktualnie znów powróciłam do odcienia golden fairest (od prawej), który na zdjęciu jest praktycznie niewidoczny. Dalej golden fair, który stosowałam późnym latem, golden light, golden medium oraz golden dark, który na co dzień używam jako bronzer.


Zupełną nowością były dla mnie pędzle. Wybrałam klasyczny flat top do aplikacji podkładu, pędzel kuleczkowy do załamania oraz do eyelinera. Włosie syntetyczne, nie wypada, rączki natomiast są bambusowe. Całość określiłabym jako bardzo dobrze wykonaną, choć warto zaznaczyć, że mam je dopiero niecałe dwa miesiące, a to zbyt mało, by wystawić im dokładną recenzję.


Pędzelek do załamania okazał się być strzałem w dziesiątkę, bo to właśnie takiego brakowało mi w mojej kolekcji. Według producenta ma być on pomocny w rozcieraniu, u mnie jednak sprawdza się najlepiej w zaznaczaniu oka. Z pędzla do eyelinera jestem równie zadowolona, choć początkowo wydawał mi się zbyt gruby, po zamoczeniu go jednak w kremowym produkcie Maybelline staje się precyzyjny i dobrze się nim maluje. Oba nie drapią i podrażniają skóry.


Razem z Annabelle Minerals przygotowaliśmy dla Was niespodziankę :) Do wygrania aż trzy nagrody.
Pierwsze miejsce: wybrany podkład 4g, róż, korektor oraz pędzel łącznie o wartości 120 złotych
Dwa wyróżnienia: podkład 4g oraz pędzel flat top. Wszystko, co musicie zrobić to kreatywnie odpowiedzieć na pytanie oraz poprawnie wypełnić formularz. Oczywiście, będzie mi bardzo miło, jeśli jesteście moim obserwatorem, ale nie jest to warunek konieczny do wzięcia udziału.



Regulamin
 1. Konkurs organizowany jest przez bloga kosmetycznealterego.blogspot.com. Sponsorem nagród jest Annabelle Minerals.
2. Konkurs trwa dwa tygodnie, do 12.11.2014 do północy.
3. Zadaniem konkursowym jest kreatywna odpowiedź na pytanie zawarte w formularzu oraz poprawne wypełnienie pozostałych pól.
4. Spośród wszystkich odpowiedzi wybranie zostanie zwycięzca oraz dwie nagrody pocieszenia. Odpowiedzi nie będą opublikowane na blogu.
5. Jedna osoba może wysłać tylko jedno zgłoszenie.
6. Konkurs skierowany jest do czytelników wyżej wymienionego bloga.
7. Osoby niepełnoletnie powinny zapytać o zgodę na udział swoich rodziców.
8. Za wysyłkę nagród odpowiedzialny jest sponsor nagród. Czas oczekiwania na adres do wysyłki wynosi maksymalnie tydzień, w innym wypadku wybrana zostanie inna osoba.
9. Biorąc udział w konkursie wyrażasz zgodę na przekazanie danych osobowych w celu wysyłki kosmetyków (Dz.U.Nr.133 pozycja 883z późn. zm.)
10 Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu dwóch tygodni od zakończenia konkursu.
11. Konkurs nie podlega przepisom ustawy z dnia 19 listopada 2009 roku o grach hazardowych (Dz. U. z 2009 roku nr 201, poz. 1540 z późn. zm.)
12. Regulamin wchodzi w życie wraz z dniem rozpoczęcia konkursu. W sprawach nie określonych w niniejszym Regulaminie zastosowanie mają przepisy Kodeksu Cywilnego oraz inne przepisy powszechnie obowiązujące.


Niedziela dla włosów #2

27 października

Niedziela dla włosów #2


Dziś ciut spóźniona niedziela dla włosów, mam nadzieję jednak, że mi to jakoś wybaczycie :) Zwłaszcza, że ostatni post spotkał się ze sporym zainteresowaniem. Pod wpisem z nowościami GoCranberry wiele z Was było ciekawych intensywnie regenerującej maski do włosów o bogatym składzie. Przyznam się, że ja też równie mocno poczułam się skuszona i z chęcią zabrałam się do testów.


 Pierwsze wrażenie jak najbardziej pozytywne. Maska jest gęsta i byłam pewna, że obciąży włosy. Na szczęście nic takiego się nie stało, efekty wizualne oraz miękkość i wygładzenie oceniam na plus. Zapach typowy dla całej serii,  mnie osobiście w produktach do ciała nieco męczy, nie obraziłabym się, gdyby był delikatniejszy.


 Dzięki sporej zawartości olejów będzie jak sądzę, świetnym SOS dla włosów gdy zabraknie czasu na nakładanie mojego ulubionego olejku Babydream dla mam, którego użyłam również poprzednim razem. Ze względu na problem ze skórą głowy sięgnęłam tym razem po szampon Isana z mocznikiem. Kolor włosów jak wiecie naturalny :)


Do makijażu użyłam: podkład Bourjois 124 perfect, korektor Healthy mix, kamuflaż Catrice, tusz Max Factor FLEF, bronzer Bahama mama, rozświetlacz mineralny La Rosa, puder Ben nye, eyeliner MUR, kredka żelowa Avon super shock, paletka do brwi Sleek, balsam Loreal Color riche w odcieniu plush plum nr 219.


Nowości w pielęgnacji | GoCranberry

25 października

Nowości w pielęgnacji | GoCranberry


Na blogu nie raz i nie dwa zachwycałam się produktami GoCranberry, łatwo można się więc domyśleć, że nie przejdę obojętnie wobec nowości, które niedawno wypuściła firma. Do gustu przypadły mi głównie kosmetyki do pielęgnacji twarzy, serum przeciwzmarszczkowe na noc i krem pod oczy, lecz tym razem zyska głównie ciało i włosy. Nie ukrywam, że  najbardziej ciekawi mnie maska, którą na dniach nareszcie wypróbuję.


Asortyment został wzbogacony o żurawinowy żel do higieny intymnej, płyn micelarny, żel do demakijażu, aksamitny żel pod prysznic z balsamem nawilżający oraz wspomnianą już przeze mnie regenerującą maskę. 


Polska firma wyszła na przeciw wszystkim balsamom myjącym do ciała, które niestety, oparte są często na parafinie. Również skład maski do włosów jest krótki i konkretny, bogaty w oleje. Miejmy nadzieję, że jej działanie mnie nie zawiedzie. 


Ceny wahają się od 17 do 30 złotych, czyli na moje oko całkiem przystępnie.

Duża dawka Sleeka | palety korektorów, cienie Vintage Romance

22 października

Duża dawka Sleeka | palety korektorów, cienie Vintage Romance


Jakiś czas temu moja kosmetyczka wzbogaciła się o nowości, jakimi były palety korektorów Sleek oraz paleta cieni Vintage Romance. Spora część kosmetyków tej marki trafiła w moje gusta, a jesienne odcienie są jak najbardziej na czasie :) Całość opakowana jak zawsze w porządne kasetki, choć nie będę ukrywać, że jedna z nich już uległa rozłamaniu, mimo, że nie zaliczyła spotkania trzeciego stopnia z podłogą. Plus za lusterka, po zużyciu produktów mogą spokojnie być wykorzystywane w inny sposób.

Paleta 01, 02
Z przyczyn oczywistych  byłam zmuszona sięgać głównie po odcień 01, z typowo żółtymi tonami. Z założenia producent wyposażył nas w dwa korektory oraz puder utrwalający, o wadze w całości 4.2g. Konsystencja jest bardzo kremowa i dobrze się rozprowadza, ku memu zaskoczeniu nie kryją jednak zbyt dobrze. Wraz z wklepywaniem pigment jakby zanika, przy moich cieniach pod oczami niestety jest za słaby, daje jedynie rozjaśnienie. W przypadku zmian na skórze sięgam częściej po płynne i zasychające formuły.


Paleta to dobra kompozycja 12 cieni, z czego jeden jest w zupełności matowy, trzy brokatowe a reszta tradycyjnie perłowa. Genialnie sprawdzi się przy zielonych oczach, jak i brązowych, miałam okazję malować koleżankę i efekt był na prawdę ciekawy :) Pigmentacja jak zawsze szalona, choć lubią się osypywać. Brokat nie daje dużego efektu na powiece, jest raczej delikatnie widoczny i ucieka razem z rozcieraniem.

Dobór kolorów wydaje mi się być bardzo przemyślany, choć brakuje mi, jak zawsze, jasnego, matowego cienia. Niemniej paletę uważam, za jedną z ciekawszych kolorystycznie :) 


Niedziela dla włosów #1

19 października

Niedziela dla włosów #1


Dzisiejszy dzień zapowiada się pracowicie, stąd i pierwsza niedziela dla włosów pojawia się z samego rana. Co jakiś czas będą pojawiać się takie wpisy, może nie regularnie co tydzień, bo nie zawsze mam czas na specjalne ich traktowanie, ale jest to świetny, moim zdaniem pomysł na przypomnienie Wam o ciekawych produktach. Chodzi mi tu o kosmetyki, które kiedyś przewinęły się na blogu jako recenzja, tylko dopisek bądź dopiero teraz doczekają się premiery.


Na noc nałożyłam jeden z moich ulubionych, uniwersalnych olejków Babydream  fur mama. Wiem, że wiele osób ma ogromne problemy ze znalezieniem go i wcale się nie dziwię. Ostatnio z siostrą szukałyśmy go dobre pół godziny. Polecam zajrzeć do półek z pielęgnacją ciała, ale również do sekcji dla mam. Szampon Green Pharmacy to nowość, szukałam czegoś do częstego stosowania i miałam ogromny dylemat. Zawiera Sodium Myreth Sulfate i nie będę popadać w specjalny zachwyt nad nim, po prostu sprawdza się. Jeśli możecie mi coś polecić, co łagodnie i dobrze myje to będę wdzięczna :)


W kwestii odżywienia sięgnęłam po dawno zapomniany balsam do włosów Baikal Herbals objętość i siła. Kto czyta na bieżąco bloga, ten wie, że to właśnie po takie kosmetyki  sięgam najczęściej. W składzie znajdziemy tymianek, wyciąg z kocanki, torfowca, wiązówki błotnej i wiele innych. Pięknie pachnie. Do zabezpieczania wybrałam ulubione serum Biovax A+E, które genialnie działa, gdy włosy mają typowego focha lub potrzebują większej dawki wygładzenia.


Po zastosowaniu takiego zestawu włosy są bardzo lekkie, miękkie i dobrze się układają. Dodatkowo nie muszę narzekać na przyklap. Przypomniałam sobie, jak dobrze sprawował się u mnie ten balsam i polecam go osobom bez większych problemów z kondycją pasm.


Szmaragdowe paznokcie | Golden Rose, Selective nr 74

15 października

Szmaragdowe paznokcie | Golden Rose, Selective nr 74


Rozszalałam się ostatnio w kwestii paznokciowej, ale liczę, że mi to wybaczycie :) Powrót do regularnego malowania okazał się być milszy, niż sądziłam, a przy okazji mojej ostatniej wizyty u Angeliki podkradłam jej kilka lakierów. Golden Rose lubię nie tylko za pomadki, choć z jedną z nowszych serii Selective nie miałam do czynienia.


Całe szczęście nie rozczarowałam się. Dobre krycie po dwóch warstwach, brak smug i świetny połysk. Do tego gruby pędzelek. Odcień określiłabym jako szmaragdowy, błękit z odrobiną zieleni, mój aparat słabo poradził sobie z jego oddaniem. Musicie uwierzyć mi na słowo, że nie jest to zwykły granat.


Interesujący jesienny kolor, zebrał kilka komplementów wśród otoczenia ;)

Przepis na piękne rzęsy | Long4lashes, Eveline, L'biotica

13 października

Przepis na piękne rzęsy | Long4lashes, Eveline, L'biotica


Piękne, długie i gęste rzęsy to marzenie niejednej z nas. Producenci coraz częściej zdają sobie z tego sprawę, a półki sklepowe zaczęły uginać się od produktów, które mają taki efekt zapewnić. Całe szczęście moje w pełni naturalne nie są złe, choć z przyjemnością sięgnęłam po kilka produktów pielęgnacyjnych.


Wszystkich używam już od ponad pół roku i więcej, każdy z nich ma nieco inne zadanie, ale razem tworzą zgrane trio. O dwóch już wspominałam, zacznę więc od najnowszej odżywki Eveline SOS Lash Booster 5w1. Serum zawiera klasyczną szczoteczkę i jest białego koloru, który lekko zanika. Po jego zastosowaniu włoski są usztywnione, stosuję ją więc często w dni bez makijażu. Świetnie sprawdza się również jako baza pod tusz zapewniając pogrubienie i wydłużenie, o ile oczywiście nie przesadzimy z ilością ;) Nie jest to co prawda mój must have, ale sprawdza się.


Znane już wszystkim serum Long4Lashes, którego efekty kuracji możecie podejrzeć tutaj jest moim zdaniem najlepszym i najtańszym (70zł/3ml) produktem na polskim rynku. To w głównej mierze ono gwarantuje mniejsze wypadanie, gęstość i długość. Warto wspomnieć, że zawiera bimatoprost, który może powodować zaczerwienienie przy linii rzęs. To moje drugie opakowanie, poprzednie wystarczyło mi na bardzo długo, z prostej przyczyny: gdy włoski osiągają określoną dla mnie kondycję stosuję ją co dwa, trzy dni, dla potrzymania efektu. 


Natomiast produkty do rzęs marki L'biotica często były dostępne w gazetkach tematycznych Biedronki. Skład oparty jest na oleju rycynowym. Tutaj również spotkamy się z klasyczną szczoteczką, jednak produkt nie usztywnia rzęs, z powodzeniem więc stosuję go na noc zapewniając rzęsom nawilżenie. W moim przypadku główną przyczyną ich wypadania i łamliwości jest oczywiście przesuszenie. U wielu osób serum samo w sobie przynosi genialne efekty, warto więc spróbować, jeśli preferujecie bardziej naturalne składowo kosmetyki.
Aktualizacja włosów | październik

11 października

Aktualizacja włosów | październik

makijaż z ostatniego posta klik

Zawsze mam dylemat, co powinnam napisać w kolejnym poście dotyczącym aktualizacji włosów, bo od dawna nie zmienia się praktycznie nic ;) Tym razem może prócz uciętej niechcący głowy, ale jeszcze nie rozgryzłam prawidłowego ustawienia aparatu po przeprowadzce. Mea culpa.
Nadmiar obowiązków przytłoczył mnie, jak to na studentkę przystało, starałam się jednak olejować i nawet rozpoczęłam stosowanie genialnego produktu, o którym niebawem napiszę więcej.

Włosy sięgają prawie do pasa i są zdecydowanie za długie, miejmy nadzieję, że uda mi się niedługo spotkać z moją prywatną fryzjerką. Do ramion kolor naturalny, albo i dalej, ciężko stwierdzić, bo po zaprzestaniu farbowania o dziwo stał się bardziej rudy, zwłaszcza pod wpływem słońca.

powiększ mnie!

Wrześniową aktualizację możecie zobaczyć tutaj, w ramach porównania :)

Moje doświadczenia z manicure hybrydowym | La Femme, Zestaw Lux 3w1 Gel

08 października

Moje doświadczenia z manicure hybrydowym | La Femme, Zestaw Lux 3w1 Gel

Paznokcie hybrydowe już jakiś czas mnie kusiły. Wizja wydania około 30zł na jeden manicure u kosmetyczki jednak stanowczo odstraszała mnie przez długi czas. Ostatecznie od wakacji miałam okazję testować tę metodę na własnej skórze, a może wypadałoby napisać, paznokciach :) Ma ona kilka zalet, ale wady, niestety, też się znajdą. Na dłuższą metę przyznam, że jestem zadowolona, a o szczegółach przeczytacie poniżej.

W zestawie Lux La Femme znajduje się mała lampa LED o mocy 6W oraz trzy lakiery o formule 3w1, dzięki której nie potrzebujemy używać bazy ani top coatu. Dołączony jest również Remover, na bazie acetonu oraz blok do zmatowienia płytki paznokcia. Początkowo miałam spore obawy czy poradzę sobie z aplikacją, po kilku podejściach opanowałam tę sztukę, choć nie było to specjalnie trudne. 
Pierwsze, co należy zrobić, to nadać paznokciom kształt, zmatowić i odtłuścić je dołączonym preparatem. Następnie przechodzimy do najzwyklejszego w świecie malowania. W tym przypadku potrzeba trzech, cienkich warstw do całkowitego pokrycia. Pierwszą utwardzamy w lampie 30 sekund, kolejne dwie po 60. Po upływie czasu lampa wyłącza się. 
Warto zaznaczyć, że lakiery hybrydowe lubią kurczyć się, przez co bardzo pomocne okazało się być malowanie na zakładkę, włącznie z brzegiem płytki.


Największą zaletą jest moim zdaniem trwałość. Od jakiegoś czasu moje paznokcie bardzo się rozdwajają, a przy malowaniu zwykłym lakierem bez top coatu szybko odpryskuje. Z Essie do trzech dni mogę nosić jeden kolor, a w przypadku hybryd maksymalnie tydzień. Dodatkowo bardzo ładnie błyszczą, choć połysk z czasem nieco przygasa, uważam to jednak za normalne zjawisko.


Minusem okazały się trudności w ich zmyciu, poradzono mi jednak, aby przed nałożeniem okładu z acetonu i folii nieco spiłować emalię, co ułatwia sprawę. Przed ich ściąganiem polecam posmarować skórki wazeliną, aby dodatkowo ich nie przesuszyć. Po dłuższym noszeniu może być widoczne osłabienie płytki, warto więc robić przerwy.



Koszt jednego lakiery o pojemności 5ml wynosi 39,90zł ale jest to cena za brak konieczności stosowania dodatkowych produktów. Ta piękna, głęboka czerwień, którą widzicie to R307, choć jestem w posiadaniu dziewięciu innych odcieni :) Niestety, okazało się, że kolor nalepek może odbiegać od tego, co mamy w buteleczce. Przykładowo, R030 to intensywny, dający po oczach róż. Całość możecie jednak sprawdzić na wzorniku.

307, 305, 304, 121, 118,112, 034, 049,030, 601 (bezbarwny)


Tuszowe odkrycie | Max Factor, False lash effect fusion

06 października

Tuszowe odkrycie | Max Factor, False lash effect fusion


Wielokrotnie wspominałam, że nigdy nie byłam zwolenniczką zakupów tuszy z wysokiej półki. Spokojnie zadowalały mnie tańsze produkty i długo nie widziałam sensu tego zmieniać. Testując jednak genialne tusz L'Oreal łatwo było mnie przekonać do zmiany zdania ;) Dziś pierwsze spotkanie z marką Max Factor, a mianowicie tuszu, który w sieci zbiera same pozytywne opinie. Czy słusznie? Jak się zapewne domyślacie po tytule, TAK :)

Tusz False lash effect fusion ma zapewniać pogrubienie, wydłużenie i dodanie objętości. Producent zapewnia o świetnej trwałości i braku kruszenia, a ponadto nie powinien on podrażniać oczu, zwłaszcza u osób noszących szkła kontaktowe. Opakowanie jest duże, 13.1ml a ceny wahają się od 32 złotych na ekobieca.pl, do około 50 w drogeriach.

Formuła oparta jest na niewidzialnych włókienkach, które na szczęście nie osypują się i są praktycznie niewidoczne, a o ich występowaniu dowiedziałam się dopiero czytając opis w sieci. Jakby nie było jest to dobra rekomendacja, pogrubiające dodatki tego typu zawsze niekorzystnie wpływały na komfort noszenia. Szczoteczka jest ogromna, trudno było mi się do niej przyzwyczaić, mimo, że zawsze sięgam po silikonowe. Po ponad miesiącu używania mogę powiedzieć, że jest to jego zdecydowany plus, choć dla osób o małych, głęboko osadzonych oczach może być problematyczna, łatwo pomalować również skórę powiek. Do koloru nie mam zastrzeżenia, głęboka i nasycona czerń.

Na wizażu zebrał kilkadziesiąt tytułów Mój Hit i szczerze powiedziawszy, wcale się nie dziwię. Zdecydowanie umieściłabym go w rankingu najlepszych maskar, jakie miałam okazję używać. Genialnie dodaje objętości, pogrubia i wydłuża. Nie skleja, nie osypuje się, nie kruszy, nie podrażnia. Bezproblemowo się zmywa (aktualnie używam płynu dwufazowego Garnier). W tym momencie nie mam co narzekać na stan rzęs, wróciłam do kuracji Long4Lashes i mimo, że nie są jeszcze tak spektakularne jak kiedyś, to efekt jest jak najbardziej WOW :) Myślę, że widać go przede wszystkim na pierwszym zdjęciu, na przybliżeniu zupełnie nie mogłam go oddać :)


Do makijażu użyłam: Podkład Revlon Colorstay 150 Buff, Podkład AM Golden fairest (strefa T), korektor Lioele, puder Ben Nye, paleta Sleek do konturowania w odcieniu fair, tusz Max Factor, eyeliner w kremie Maybelline, cielisty cień Inglot, Color Tattoo Maybelline, cielista kredka  Paese, czarna kredka Super Shock Avon, szminka Golden Rose nr 13

Matowa jesień | Golden Rose, szminki Velvet Matte | opinia i swatche: 04, 08, 09, 13, 17

03 października

Matowa jesień | Golden Rose, szminki Velvet Matte | opinia i swatche: 04, 08, 09, 13, 17

szminki Velvet Matte, opinia, swatche: 04, 08, 09, 13, 17, matowe szminki golden rose, matowe, golden rose matte

Podobno do mocnego podkreślania ust trzeba dojrzeć. Bardzo długo źle czułam się nosząc intensywny, przyciągający uwagę kolor. Czas jednak zrobił swoje, a moją kosmetyczkę poczęły wypełniać co rusz nowe szminki. Mając okazję wypróbować inne odcienie słynnych produktów Golden Rose miałam ciężki orzech do zgryzienia. Ostatecznie przyznam, że Velvet Matte Lipstick spełniają  moje wszelkie oczekiwania.
.
szminki Velvet Matte, opinia, swatche: 04, 08, 09, 13, 17, matowe szminki golden rose, matowe, golden rose matte

Paleta zawiera ponad dwadzieścia pięć kolorów, każda zwolenniczka matowych pomadek znajdzie coś dla siebie. Spośród pięciu jakie aktualnie posiadam wybrałam swoich ulubieńców. Niebywałą zaletą jest dobre rozprowadzanie się i brak wysuszenia. Formuła zapewnia długie otrzymywanie i równie zjadanie się, bez tworzenia nieestetycznych plam czy prześwitów. Dodając niską cenę około 10 złotych otrzymujemy genialny produkt w niskiej cenie.
szminki Velvet Matte, opinia, swatche: 04, 08, 09, 13, 17, matowe szminki golden rose, matowe, golden rose matte
04, 08, 09, 13, 17

Aktualnym faworytem jest niezaprzeczalnie 13, bardzo chłodna fuksja, która początkowo zupełnie do mnie nie przemawiała, obawiałam się, że będzie dla mnie zbyt trupia. Okazała się jednak świetnym wyborem na jesienny czas. Na codzień z przyjemnością sięgam po 08, podkreślający urodę róż, korzystny dla zębów. 04 to połączenie intensywnego koralu z odrobiną czerwieni, bardzo oryginalny odcień, był to mój pierwszy zakup :) 09 okazał się niestety zbyt ciepły dla mnie, choć dla wielu osób będzie to świetny wybór do naturalnego makijażu. Ostatnia, choć wcale nie najgorsza 17 to czerwień, któa dopiero na ustach ujawnia swoje malinowe tony. Wciąż próbuję się przekonać do klasyki i szczerze powiedziawszy opornie mi to idzie. Jak sądzę MsMelevis wyglądałaby w niej przegenialnie, ja natomiast lepiej czuję się w odcieniach różu.

Kusi mnie oczywiście nowa seria, Vision lipstick, aczkolwiek na razie się z nimi wstrzymam :)