08 lipca

PIERWSZE TYGODNIE W USA | MOJE WRAŻENIA I DROBNE ZAKUPY


Ciężko jest wrócić do blogowania po krótkiej przerwie, która, jakby nie patrzeć całkiem dobrze mi zrobiła. 15 czerwca wyruszyłam w podróż do Stanów Zjednoczonych, na szczęście przebiegła ona bez większych problemów, dziękuję więc za wszystkie kciuki! Aktualnie moje dni są najzwyczajniej w świecie wypełnione pracą. Okazała się ona dużo cięższa niż sądziłam i niezmiernie się cieszę, że cały ubiegły rok sporo czasu poświęciłam na trening siłowy.



Jako, że mieszkamy w małej miejscowości, nad pięknym jeziorem (mieliśmy już kilka wizyt niedźwiadków z otaczającego lasu!), to w dni wolne staramy się wyjechać do miasta na zakupy. Miałam okazję być w Walmart i wybór kosmetyków jest spory, ale głównie to kolorówka. Pielęgnacji jest faktycznie bardzo mało, ciężko znaleźć coś pomiędzy typowymi, drogeryjnymi produktami a naturalnymi. Te ostatnie mają wysokie ceny, choć na ten moment nie mogę wypowiadać się za wszystkie inne drogerie :) Z praktycznie pustej szafy Elf wybrałam eyeliner w kwocie 2$, ciekawa jestem innych, jednak tym razem nie było mi dane przyjrzeć się im dokładnie.

Przeceny w sklepach są faktycznie szalenie kuszące, prawdziwe obniżki, aż szkoda, że u nas w Polsce raczej się takich nie doczekamy. Nie szastałam pieniędzmi, jednak skusiłam się na przykład na przecenioną z 55 $ na 10 szarą, prostą bluzę w Levi’s.
Najciekawsze zapewnie są zakupy kosmetyczne. Zajrzałam tylko do Bath & Body Works, choć wiem, że w centrum jest jeszcze przykładowo Mac i bardzo kusi mnie ich korektor. Wracając jednak do tematu BBW, ciężko było wybrać spośród masy przecenionych produktów do pielęgnacji. Większość przeceniona o 75%, inne nieco mniej. Wciąż jednak za trzy produkty zapłaciłam jedynie 10$.


Z uwagi na moje braki w kosmetyczce (zależało mi na zaoszczędzeniu bagażu) skusiłam się na balsam do ciała i dwie mgiełki, z czego jedna, o lekko męskim zapachu zostanie ze mną całe lato i coś czuję, że w czwartek podczas dnia wolnego kupię kolejną na zapas ( 3,5 $).


Jeśli chodzi natomiast o bardziej życiowe wrażenia, to przyznam, że jedzenie jest moim małym problemem. Zdecydowana większość produktów w sklepach zawiera cukier lub syrop kukurydziany i pochodne. W Polsce jest podobnie, jednak odnoszę wrażenie, że nie na taką skalę. W kraju dużo łatwiej było mi kupić nieprzetworzoną żywność w dobrej cenie. Choć kilkakrotnie pytano mnie, czy przyjechałam na obóz jako trenerka fitness (co jest szalenie miłe!) to przypuszczam, że po powrocie będę miała nieco pracy nad formą. Łatwo jest mieć silną wolę, gdy robi się zakupy i gotuje tylko dla siebie. Co innego, gdy dostęp do niezdrowych produktów jest nieograniczony, zwłaszcza, że do jednych z moich obowiązków należy…pieczenie ciast. Patrząc z drugiej strony, to cóż, nie jest to znowu żadna tragedia, choć wolałabym jednak uniknąć zbyt wielu nadprogramowych kilogramów.
Podobno ludzie wszędzie są tacy sami. Jechałam tutaj z lekkim przeświadczeniem, że przeżyję szok kulturowy, jakkolwiek dziwnie może to nie zabrzmieć. Okazuje się jednak, że inny jest tylko język i zwyczaje. Możliwość poznania i zobaczenia kraju za oceanem jest jednak ogromną szansą i świetnym doświadczeniem. Zobaczymy, jak będzie dalej.




30 komentarzy:

  1. O mamuniu, jakie ceny! Do BBW bym chętnie wpadła ;D Fajnie, że jak na razie Ci się podoba ;) To naprawdę super okazja, żeby podszkolić język i zobaczyć trochę świata. Trzymam kciuki za brak dodatkowych kilogramów! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele osób wspominało o super promocjach w BBW ale jednak jak się samemu sprawdzi, to jest inaczej :))

      Usuń
  2. Życzę udanego dalszego pobytu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę i czekam na kolejne posty! :) Na pewno będziesz zadowolona!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przy pieczeniu ciast raczej ciężko unikać słodyczy ale i tak wierzę, że uda ci się nie wrócić ze zbyt dużą ilością nadprogramowych kilogramów :) Udanego pobytu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajne doswiadczenie. Milego wyjazdu!

    OdpowiedzUsuń
  6. wow jaram sie i zazdroszczę, baw sie dobrze ;)!

    OdpowiedzUsuń
  7. No tak, na amerykańskim jedzeniu łatwo złapać nadbagaż. Nie daj się! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Powodzenia z jedzeniem :) a ta mgiełka która męsko pachnie też by mi się pewnie spodobała ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale ci zazdroszczę <3 Czekam na dalszą relacje :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajnie, że jak na razie, masz pozytywne odczucia. Co do jedzenia... z tego, co mówiłaś, praca jest ciężka i wymaga pewnej kondycji fizycznej, więc może jednak uda się osiągnąć równowagę i po prostu spalić te kalorie?:) Powodzenia i czekam na dalsze wrażenia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, staram się w żadną stronę nie przesadzać z jedzeniem :D

      Usuń
  11. Wow, ale zazdroszcze *.* Mogę zapytać studiujesz filologie angielską? chodziłaś na kursy? Na jakim poziomie angielskiego jesteś, że bez problemu się dogadujesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, studiuje coś zupełnie innego, na kursy również nie chodziłam. Zawsze lubiłam angielski, a to nie jest też tak, że rozumiem 100%, bo czasem zwyczajnie czegoś nie dosłyszę albo muszę dopytać. Zwyczajna rzecz :)

      Usuń
  12. Zazdroszczę! żałuję, że nie wybrałam się nigdy na taki "wyjazd" połączony z pracą. Na uczelni o tym się nie mówiło, nikt ze znajomych też słowem nie pisnął, więc jakoś człowiek żył i przeoczył taką okazję:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dimi, bo to nie z uczelni :) Z uczelni to Erazmus, a ja nawet sama na to nie wpadłam, tylko koleżanki :D

      Usuń
  13. Moim marzeniem jest kiedyś pojechać do Stanów <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Dobrze, że tak Ci idzie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Niestety nie od dziś wiadomo że Amerykanie jedzą raczej niezbyt dobre rzeczy, ale w UK też jedzenie mi nie smakowało , jakieś takie sztuczne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba masz rację, choć w Anglii jeszcze nie byłam :)

      Usuń

Proszę o niereklamowanie swoich blogów w komentarzach.
Dziękuję!