O soku z pietruszki pisano już wiele. Sama bardzo długo wzbraniałam się przed jego wypróbowaniem, z dwóch, prostych powodów: braku odpowiedniego blendera oraz najzwyczajniej w świecie, smaku, który nie do końca mi odpowiadał. Chcąc jednak zadbać o siebie w naturalny sposób postanowiłam dać mu szansę. Szczęśliwie stałam się posiadaczką odpowiedniego sprzętu, nic więc nie stało na przeszkodzie i sok włączyłam do mojego codziennego jadłospisu na około dwa miesiące, tuż po powrocie z wakacji, gdzie sposób mojego odżywiania wołał o pomstę do nieba.
Natka pietruszki, bo tej tutaj używamy, ma działanie detoksykujące, antybakteryjne, oczyszczające i wzmacniające z uwagi na bardzo dużą ilość witaminy C (więcej niż cytrusy!), która przyda się teraz każdej z nas, zwłaszcza, jeśli Wasza odporność kuleje. Dodatkowo bogata jest w betakaroten, witaminę A, potas, wapń, fosfor, magnez, sód oraz błonnik. Żeby tego było mało, ogranicza zatrzymywanie wody, więc jeśli przed miesiączkami opuchlizna jest duża, to warto ją wypróbować.
Zanim zaczęłam swoją kurację, przeszukałam internet w poszukiwaniu opinii innych dziewczyn, większość była absolutnie zachwycona jej działaniem. Nie pozostało mi więc nic innego jak poszukać odpowiednich dodatków, które sprawią, że polubię się z charakterystycznym smakiem natki, za którą do tej pory szczególnie nie przepadałam. Udało się, a sok stał się miłym rytuałem na rozpoczęcie dnia, często zamiast kawy lub jako uzupełnienie posiłku czy coś smacznego w ciągu dnia.
Pietruszkę kupuję zazwyczaj hurtowo, kroję i mrożę, więc jest gotowa do dodania. Najczęściej bazą soku jest przefiltrowana woda i jabłko (około 100 g) oraz sok z cytryny. Już to sprawia, że całość jest zwyczajnie smaczna. Przy blendowaniu warto jest ograniczyć początkowo ilość wody i dodać jej pod koniec, co pozwoli na dokładniejsze blendowanie. Mój blender, o mocy 400W spokojnie sobie z tym radzi. Z czasem zaczęłam sięgać również po dodatki: siemie lniane, cynamon, chilli, gruszkę.
Jeśli chcę, aby był maksymalnie zielony i bogaty w witaminy dodaję również jarmuż lub odrobinę szpinaku. Najlepszym dodatkiem jednak, według mnie okazało się białko o słodkim smaku, waniliowym lub czekoladowym, powstaje wtedy nic innego jak witaminowo- białkowy szejk. Chwilowo brakuje mi w zapasach owocowego, stąd radzę sobie z tym, co mam. Dziesięć gramów na jeden sok w zupełności wystarcza. Jest to jednak zupełnie opcjonalne i warto dodać je na końcu, zwłaszcza, jeśli lubi się pienić.
Sok pozwolił mi oczyścić organizm po wysokoprzetworzonym jedzeniu, poprawiła mi się cera, a włosy rosły szybko. Pojawiło się również nieco babyhair, ale z uwagi, na krótki okres regularnego picia nie mogę tutaj powiedzieć zbyt wiele. Chwilowo piję go z doskoku, testuję bowiem nowy suplement diety i nie chciałabym zaburzyć wyników, choć przyznam, że bardzo mi go brakuje :)
Próbowałyście?